Muyzka

czwartek, 9 października 2014

Rozdział 6.

 Rozdział 6

 

*Diego*
Obudziłem się w samochodzie. W głowie mi szumiało. Czułem się jak małe dziecko, które zgubiło się w jakimś ogromnym centrum handlowym. Zagubiony. Nie pamiętałem nic, kompletnie. Spojrzałem w bok. Obok była Fran. Poczułem się jeszcze bardziej zagubiony. "Nie, my tego nie zrobiliśmy. Nie to jeszcze nie ten moment, chciałem, żeby było inaczej" - próbowałem oszukać sam siebie. Potrzebowałem zaczerpnąć świeżego powietrza, więc ogarnąłem się, na tyle na ile to było możliwe, poprawiłem włosy i wszedłem z pojazdu. Oparłem się o szybę i myślałem - to znaczy próbowałem myśleć. Bo jak już zdążyłem się zorientować, na kacu myślenie nie jest takie proste. Nagle wszystkie moje myśli powędrowały w kierunku matki. Chciałbym ją zrozumieć, ale nie potrafię. Po co ona pije? To przecież nie jest przyjemne. Ciągły kac... Nie rozumiem tego. Z mojego zamyślenia wyrwało mnie stukanie w szybę. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Fran. Wyglądała... wyglądała inaczej. Zmierzwione włosy rozmyty makijaż, ale nie ukrywam, że nawet w takim stanie wyglądała prześlicznie. Miałem ochotę wejść ponownie do pojazdu i ją pocałować, kiedy wpadł mi do głowy pomysł, o którym mi się nie śniło.I mimo, że miałem kaca to co chciałem teraz zrobić było w pełni świadome i przemyślane. Otworzyłem drzwi i powiedziałem:
- Francesco, masz dziesięć minut na doprowadzenie się do porządku.
- Diego? O co chodzi?
- Mam pewien pomysł, ale to niespodzianka.
- Mam się bać? - dziewczyna zmarszczyła brwi i lekko się uśmiechnęła.
- Nie gadaj, tylko się ogarniaj. Zaraz idziemy.
- Ale gdzie?
- Mówiłem już, to niespodzianka.- zamknąłem drzwi i oparłem się o tył samochodu. Od czasu do czasu zerkałem na Fran i kilka razy udało mi się przyłapać ją na tym jak na mnie patrzy. Wedy już miałem pewność, że to właściwa dziewczyna. Po niecałych dziesięciu minutach drzwi samochodu ponownie się otworzyły.
- To co, gdzie mnie zabierasz? - usłyszałem anielski głos za plecami.
-Fran!!!
-No dobra, już nie pytam. Ale proszę mów ciszej, bo moja głowa... - dałem jej tylko buziaka w policzek i chwyciłem za rękę. Prowadziłem ją uliczkami Buenos Aires, jak mi się zdaje w kompletnie nieznanym dla niej kierunku. I o to mi chodziło. Spojrzałem na nią, a w jej oczach dostrzegłem błysk ciekawości i jednocześnie prośbę o uchylenie rąbka tajemnicy. Nie mogłem się powstrzymać:
- Wiesz gdzie idziemy?
- Nie. Przecież mi nie powiedziałeś.
- A chcesz wiedzieć?
- Diego!?
- No, spokojnie... To chcesz wiedzieć czy nie? - Fran posłała mi tylko "mordercze" spojrzenie i dała tak namiętnego całusa, że nogi się pode mną ugięły- Rozumiem, że to znaczy tak. A więc, chcę ci pokazać coś wyjątkowego. Miejsce, w które zawsze uciekałem po kłótni z matką, w którym prawdopodobnie spędziłbym tą noc, gdyby nie ty. Ale musisz mi obiecać, że nigdy, ale to nigdy nikogo tutaj nie przyprowadzisz. Sama możesz przychodzić, ale tylko ty. Nie chcę, żeby świat dowiedział się o tym miejscu, jest dla mnie zbyt...- jakby to ująć- nie wiem, zbyt moje, zbyt osobiste. Chcę, żebyś wiedziała, że ci ufam, ale proszę, nie strać mojego zaufania.
- Ale Diego... Wiesz, że nie musisz tego robić. Ja czasem się nie kontroluję i mogę komuś coś powiedzieć, a nie chcę stracić tego co już między nami jest.
- Fran... Uwierz mi, kiedy zobaczysz to miejsce i poczujesz zapach tamtejszego powietrza, z nikim nie będziesz się chciała nim dzielić.
- To dlaczego ty się nim ze mną dzielisz?
- Uważam, że na to zasługujesz. Twoje życie mimo wszystko jest bardzo podobne do mojego. Dziewczyno! Ufam ci, zależy mi na tobie, i chcę, żebyśmy mieli nasz mały skrawek nieba. Tylko nasz. - Fran nic nie powiedziała. Na jej policzku dostrzegłem spływającą łzę. Wiedziałem, że udało mi się przebić przez powłokę twardej i zimnej dziewczyn, prosto do ciepłego, pragnącego miłości serca Francesci, tam gdzie prawdopodobnie nikt jeszcze nie dotarł. Otarłem jej, raz po raz, spływające po policzku łzy. Spojrzałem jej prosto w oczy i mocno przytuliłem.
- Nie chcę cię stracić. Mam wrażenie, że tylko z tobą i tylko przy tobie jestem naprawdę sobą. - nagle i ja poczułem jakieś ukłucie w sercu. W końcu znalazłem kogoś dla kogo warto żyć, kogoś dzięki komu mój świat zyskał cel. Chcę być z Fran i chronić ją. Chcę być jej aniołem. Nawet się nie zorientowałem kiedy i po moim policzku spłynęła łza.
- Diego, coś się stało?
- Ty się stałaś. Wiesz, co... Mimo iż nie pamiętam zupełnie nic z wczorajszej nocy, wiem, że to były najpiękniejsze chwilę mojego życia. Dzięki tobie, aż chce mi się żyć! Ale koniec tych sentymentalnych smutków, za chwilę dojdziemy na miejsce. - i faktycznie, po jakichś piętnastu minutach byliśmy na prawie miejscu.
- Czujesz ten zapach - zapytałem.
- Jest jakiś inny niż zwykłe powietrze, czy to znaczy, że już jesteśmy na miejscu?
- Prawie. - odparłem i zakryłem dłonią oczy dziewczyny. - Nie bój się. Jestem przy tobie. Tylko mi zaufaj a nie pożałujesz. - od mojego "magicznego" miejsca dzieliły nas już metry wystarczyło tylko skręcić w boczną uliczkę. Prowadziłem Fran i czułem, że naprawdę mi zaufała. Zyskałem jeszcze większej pewności, że dobrze robię zabierając ją do mojego "domu".
- Uwaga, stopień! Podnieś nogę. Okay. Teraz druga. A teraz.... Otwieramy oczka... - kiedzy zdjąłem rękę z oczu Fran, ona jeszcze przez chwilę ich nie otwierała.
- Nie bój się. - dodałem i wtedy byłem najszczęśliwszą osobą na ziemi.
- Jezu! Diego! Jesteś najlepszy!! - dziewczyna rzuciła mi się na szyję i dostałem chyba jeszcze bardziej namiętnego całusa niż wcześniej. - Dziękuję. Ale co to za miejsce?
- Jak widzisz... Nie mam pojęcia jak powstało to miejsce, ale widok Buenos Aires w całej okazałości jest wyjątkowy. Trafiłem tu kiedyś przypadkiem, po kłótni z matką i od tamtego czasu to moje schronienie przed światem.
- Musimy być bardzo wysoko... A ty musiałeś mieć ciężkie życie.
- Hah, wysoko jesteśmy... No spójrz tylko w dół. A co do mojego dzieciństwa to... Ehh... No przykra sprawa. Mama pije odkąd pamiętam, a ojciec... Ojciec jest w więzieniu. Nie chcę o nich mówić. Wiesz, zawsze musiałem radzić sobie sam. Nie potrafię powiedzieć, że kocham swoich rodziców, bo tak nie jest. Prawda jest taka, że ja właściwie nie miałem rodziców. Zawsze, wiedziałem, że oni mnie nie kochają, że nie zależy im na mnie. A teraz... Sama widzisz... Matka mnie wyrzuciła, byłbym bezdomnym gdyby nie ty i twoja pomoc. Ale może nie mówmy o tym, cieszmy się tym co jest. Popatrz w jakim cudownym miejscu jesteśmy. I jestem tylko ja i ty. Nikt więcej. W pobliżu nie ma domów. Dlatego to miejsce jest tak wyjątkowe. Nie ma ludzi, i te piękne widoki. A dzisiaj jeszcze ty obok. Chcę się tym nacieszyć. - na policzku Fran znów dostrzegłem łzę. Chwyciłem ją za rękę pociągnąłem ją ze sobą na ławkę, którą tam wybudowałem z kamieni i mocno do siebie przytuliłem. Siedzieliśmy tak milcząc i wpatrując się w nasze miasto. Dawno nie byłem tak szczęśliwy.
- Mogę cię o  coś zapytać?
- Jasne, pytaj śmiało. Odpowiem na wszystkie pytania. - chyba sam nie wiedziałem co mówię. Fran mogła zapytać dosłownie o wszystko a ja zdeklarowałem, że na każde nawet najgłupsze pytanie odpowiem.
- Byłeś kiedyś, no wiesz... Tak prawdziwie zakochany?  - no to mnie zagięła.
- Ja... zakochany? Hmm... Była kiedyś taka dziweczyna... Clara miała na imię. Tyle, że to w przedszkolu było. Jednak wtedy myślałem, że to ta jedyna. Ehh... Bardzo się myliłem.
- Myliłeś się? Co masz na myśli?
- Oh, Fran... Jeszcze wtedy nie znałem ciebie.
- Nie rozumiem.
- Ważne, że ja rozumiem. - uśmiechnąłem się i pocałowałem Fran w nos.
- Wiesz ja całe życie zastanawiałam się, jak to jest być prawdziwie zakochaną. Kocham brata i rodziców na swój sposób, ale mi chodzi o inną miłość. Zresztą wiesz o co mi chodzi.
- Zamknij oczy. -miałem pewien plan, który mógł pomóc Fran zrozumieć co to znaczy być zakochanym. Potrzebowałem jedynie jej zaangażowania.
- Po co?
 - Zamknij oczy. - dobrze, że w miarę szybko uległa bo inaczej miałbym twardy orzech od zgryzienia.
- Co teraz?
- Powiedz mi co czujesz. Ale tak szczerze prosto z serca inaczej się nie dowiesz tego, czego chcesz się dowiedzieć.
-Hmmm... Czuję się szczęśliwa. Jestem wdzięczna losowi, że postawił na mojej drodze wspaniałego mężczyznę, który wie jak mnie rozweselić i po prostu przy mnie jest. - pocałowałem ją w szyję.
- A co czujesz kiedy cię całuję?
- Tam w środku, jakoś tak mi cieplej. Moje serce chyba zrobiło kilka fikołków. Nie chcę żebyś przestawał.
- Jesteś tego pewna? - wiedziałem, że jest ale chciałem to od niej usłyszeć.
- Jestem. Chcę, żebyś minie całował, przytulał, chcę żebyś bawił się moimi włosami i trzymał za rękę. Tak, tego właśnie chcę.
- Doktor od serca, Diego ma diagnozę. Może pani otworzyć oczy. Jest pani zakochana. Na  tym właśnie to polega. Mam nadzieję, że to wszystko co powiedziałaś jest prawdą, bo wiesz... Ja czuję się podobnie. Fran... Zakochałem się w tobie i nic i nikt tego nie zmieni.
- Diego... Ja, ja... - przyłożyłem palec do jej ust.
- Nic nie mów Fran, nic nie mów. - spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, a po chwili nasze usta przylgnęły do siebie w pełnym miłości i namiętności pocałunku.
- Diego, ja myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. To nie może być prawda. To musi być jakiś sen. Proszę cię nie pozwól mi się z niego obudzić. - przyciągnąłem ją do siebie. Nic kompletnie nic nas nie obchodziło. Nie ważne było to, że mimo, że w tamtych okolicach nie ma ludzi w każdej chwili ktoś mógł tam przyjść. Kochaliśmy się jak opętani. Opętani przez miłość. 

*FRAN*
Czas płyną tak szybko. A to naprawdę były najpiękniejsze chwile w moim życiu. Diego jest cudowny, delikatny, nie wywiera presji, a co najważniejsze zaufałam mu. Jest zupełnie inny od chłopaków, których znałam do tej pory. Jemu nie zależy tylko na tym, żeby się ze mną przespać. I mimo iż zrobiliśmy to już dwa razy on wciąż jest przy mnie i stara się jeszcze bardziej. Nie ma pojęcia jak to się stało, ale to właśnie jemu udało się przebić do mojego serca, przez powłokę zimnej i ostrej lafiryndy. Nie potrafię powiedzieć co on we mnie widzi, ale nie chcę tego stracić. Przecież się w nim zakochałam, więc to chyba normalne, że chce z nim spędzać jak najwięcej czasu.
- Diego. Robi się coraz później. Nie wiem, ale może powinniśmy już wracać. Tak bardzo nie chce, ale moi rodzice mogą się trochę martwić.
- Jasne! Ale zanim pójdziemy obiecaj mi jedno. - Diego trochę mnie zaskoczył, o co może chodzić. Nie miałam wyjścia i zgodziłam się.
- Obiecuję, tylko co ci właściwie obiecuję?
- To, że nie wyrzucisz mnie dzisiaj ze swojego pokoju - uśmiechnęłam się tylko. Przecież ja wcale nie miałam takiego zamiaru. Nawet mi to nie przeszło przez myśl. Nurtowała mnie tylko jedna kwestia.
- Ale, Diego, czy to znaczy, że my już jesteśmy parą? To znaczy czy mogę cię oficjalnie nazywać moim chłopakiem?
- Jesteś we mnie zakochana?
- No, tak.
- A ja jestem zakochany w tobie. To chyba mówi samo za siebie. Jesteś najwspanialszą dziewczyną w moim życiu.
- A ty najwspanialszym chłopakiem. To co gotowy? Doprowadziłeś się do porządku? Możemy iść?
- A chcesz?
- Jasne, że nie.
- To czekaj, zaraz coś wymyślimy i wcale nie będziemy musieli wracać. Masz przy sobie komórkę? - Diego znów mnie zaskoczył, nie wiedziałam co myśleć.
- Mam.
- To połącz mnie z twoim tatą i daj mi telefon - co on chciał zrobić. Szczerz to jednak mało mnie to obchodziło, zależało mi tylko na tym, żebym mogła zostać z Diego w tym wspaniałym miejscu. Szybko więc wyjęłam komórkę z kieszeni, wybrałam numer i podałam telefon mojemu chłopakowi.
- Dzień dobry... Tak, tu Diego... Tak ten sam... Tak, Fran jest ze mną... Niech pan się nie martwi... Tak, jesteśmy bezpieczni. Yyyy... nie Fede nie ma z nami... A coś się stało... Aha... Chciał pan tylko sprawdzić czy nie kłamię... Proszę, niech pan mi zaufa... Nie, nie zostanie pan jeszcze dziadkiem spokojnie. A nawet jeśli, to zapewniam pana, że zrobię wszystko, żeby pana córka i nasze dziecko byli bezpieczni... Nie! Nic z tych rzeczy... Ja chciałem tylko powiadomić, że dzisiaj nie wrócimy na noc... Niech pan da mi dokończyć... Nie wrócimy na noc, bo, bo chcę zabrać pańską córkę na wyjątkową kolację, a później mój kumpel powiedział, że udostępni nam na całą noc wesołe miasteczko. Chciałbym spędzić z Francescą jak najwięcej czasu, to wyjątkowa dziewczyna, bardzo mi na niej zależy i nigdy bym jej nie skrzywdził... Naprawdę?... To, dziękuję i do zobaczenia jutro.
- Udało ci się? - byłam bardzo zaskoczona, ale no w sumie ojciec i tak się mną za bardzo nie interesował.
- Mamy całe popołudnie i całą noc dla siebie, tylko dla siebie maleńka. - co za wariat mój wariat. Wskoczyłam mu na kolana i pocałowałam.
- Na prwadę uważasz, że jestem wyjątkowa? - nie trzeba było dużo czasu kiedy nasze ubrania ponownie znalazły się na ziemi. Tak, zakochałam się i dobrze mi z tym.  

_______________
Rozdział jest jaki jest, ale mamy nadzieję, że chociaż części z Was przypadnie do gustu ;)
Aha i serdecznie dziękujemy za ponad 1100 wejść!!! To dla nas zaszczyt, że chcecie czytać te nasze głupoty! Powstał już przynajmniej zarys tego co się będzie działo dalej i mam nadzieję, że mimo szkolnych obowiązków wkrótce pojawi się kolejny 7 już rozdział :D
Buźka :*
Susan

5 komentarzy: