Muyzka

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 4.

Rozdzial 4

FRANCESCA

Gdy tylko przekroczyłam próg usłyszałam ze wszystkich stron okrzyk „NIESPODZIANKA!”. Nie wiedziałam co się dzieje. Moi przyjaciele wyskoczyli zza mebli.
-Ale... z jakiej to okazji?- wydukałam.
Właśnie wtedy zobaczyłam w pomieszczeniu Federico. Nie wiele myśląc rzuciłam mu się na szyję.
-Spokojnie, mała- zaśmiał się.- Udusisz mnie!
Nie chętnie go puściłam.
-Co ty tu robisz? Myślałam, że przyjedziesz dopiero na święta.
-Taki miałem zamiar, ale tak się stęskniłem za moją małą siostrzyczką.
Jeszcze raz go przytuliłam.
-Ale z jakiej okazji to wszystko?- zapytałam Violette, która podeszła do mnie razem z Leonem.
-Z takiej, że jesteś dziewczyną ze snów Diega- zażartował Leon, a twarz Diega momentalnie pokryła się rumieńcem.
-Poważnie pytam- powiedziałam, czując, że się czerwienie. Diego był chłopakiem z moich snów. Dosłownie.
-Fede chciał ci zrobić niespodziankę- powiedziała moja przyjaciółka widząc, że czerwienie się jak burak.
-Fran, chodź ze mną na chwilę do łazienki- dodała po chwili ciągnąc mnie na górę. Gdy weszłyśmy na górę, Viola zaciągnęła mnie do swojego pokoju, zamknęła drzwi i krzyknęła:
-Francesco Cauvigilla! Ty się zakochałaś!
-Ja?- udawałam zdziwienie.
-Tak, ty! I to w dodatku w Diego! A mówiłaś, że nigdy nie zakochasz się w chłopaku z 'niższej półki'- zrobiła w powietrzu cudzysłów. Poczułam, że cała się czerwienie. To prawda. Diego cholernie mi się podoba.
-Nie mam pojęcia co robić- żaliłam się przyjaciółce.- Nigdy wcześniej się tak nie czułam!
Violetta delikatnie mnie przytuliła.
-Będzie dobrze- szepnęła.- Jesteś śliczną i cudowną dziewczyną, a Diego na pewno to zauważy.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuje.- Nie musiałam mówić nic więcej. Violetta doskonale wiedziała o co chodzi.
-Chodźmy- powiedziała podnosząc się z miejsca i pomagając mi wstać. Zeszłyśmy po schodach i na widok tego co zobaczyłam na dole zatkało mnie...

DIEGO


Propozycja Fran, że mogę z nią pójść do Violi lekko mnie zaskoczyła. Naprawdę się tego nie spodziewałem. Nie mogłem zrobić nic innego, musiałem się zgodzić! Poczułem, że moje życie powoli zaczyna biec właściwym torem. Kiedy weszliśmy do środka poczułem się nieco dziwacznie. Stałem jak jakiś debil pod ścianą i nie odzywałem się za bardzo. Nie miałem pojęcia, że Francesca ma brata! byłem jeszcze bardziej oszołomiony! Chciałem nawet wyjść, ale w drugiej części pokoju dostrzegłem, moją dobrą przyjaciółkę, Cami. Podszedłem i przywitałem się:
- Cześć Cami!
- Diego?! Cześć! Co ty tu robisz?! Ile my się nie widzieliśmy, co u ciebie słychać?
- Haha spokojnie Cami! Nie tak szybko!
- No, wiem, sorki! Ale stęskniłam się! - i nie wiedzieć kiedy dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Nie ukrywam, że było to bardzo miłe.... Dawno nikt mnie nie przytulał... W oddali, a właściwie w drugim końcu pokoju dostrzegłem Fran. Patrzyła na nas (na mnie i Cami). Ale to nie było zwykłe spojrzenie. Nie wiem co miała w tych oczach, ale mimo iż byliśmy daleko od siebie, czułem, że gdzieś w głębi serca, jest chyba troszeczkę zazdrosna. Moje spostrzeżenia, okazały się trafne, bo po chwili usłyszałem jej anielski głos:
- Diego, Cami to wy się znacie?
- No, tak. Znamy się od zawsze. Diego był, i nadal jest moim przyjacielem! Nie widzieliśmy się dobre trzy miesiące! Mam mu tyle do opowiedzenia! Więc jeśli nie masz nic przeciwko...
- Tak, jasne! Już mnie nie ma! - Fran przerwała Cami. W jej głosie wyczuwałem coś, czego nie potrafię określić słowami... Źle się z tym poczułem.
- No więc słuchaj, w zeszłym miesiącu... - Camila coś tam mówiła, mówiła, a ja jej nie słuchałem. Od czasu do czasu tylko przytaknąłem. Moje myśli wciąż krążyły wokół głosu Fran. Nie mogłem się skupić. W końcu stwierdziłem, że lepiej będzie jak wyjdę. Przeprosiłem Cami, powiedziałem, że zadzwonię i się umówimy to mi wszystko opowie. Poszedłem pożegnać się z Leonem i Violettą. Na końcu poszedłem podziękować Fran, za to, że mnie tu zabrała, za to, że mogłem znów spotkać Cami. Dodałem jeszcze jak jakiś debil, że mam nadzieję że jeszcze się zobaczymy. To było takie bezsensu! Po pożegnaniu wyszedłem i ruszyłem uliczkami Buenos Aires w kierunku mojego "domu". Kiedy dotarłem nie mogłem uwierzyć własnym oczom!! Przed drzwiami stała spakowana walizka! MOJA WALIZKA! Ale ja nigdzie nie wyjeżdżam? Co to ma znaczyć?! Wszedłem do środka i już od progu usłyszałem głos "matki"
- Co ty tu robisz? WYNOCHA!!! To mój dom! Wynoś się! - czułem, wyraźnie czułem, że ta kobieta ostro przeholowała z alkoholem! Cholerna alkoholiczka!! Dlaczego to musi być moja matka?? Nic jej nie odpowiedziałem, tylko zabrałem walizkę i poszedłem... Nie wiem gdzie chciałem dojść... Po prostu szedłem! Miałem nadzieję, że będę mógł przenocować u Leona. Nagle ją ujrzałem. Szła w moim kierunku. Gdy tylko mnie zobaczyła, pomachała. Odwzajemniłem to uśmiechem. Po chwili już rozmawialiśmy:
- Diego? Walizka? Wyjeżdżasz gdzieś?
- Oh, chciałbym uwierz mi chciałbym.
- To po co chodzisz z walizką?
- Yyy... Mogę być szczery?
- Dawaj!
- No, to matka mnie z domu wywaliła! - spojrzałem na Fran, a później mój wzrok utkwił w chodniku.
- No co ty? Żartujesz??
- Nie. Czy ja wyglądam jakbym żartował? Wiesz co, muszę już iść. przepraszam.
- A dokąd pójdziesz? -spodobało mi się to, że czułem (a może miałem takie wrażenie), że Fran się o mnie troszczy i zależy jej na mnie.
- Nie mam zielonego pojęcia... Może u Leona, albo u Cami...
- Możesz przenocować u mnie. - Fran nie dała mi dokończyć, a jej propozycja zaskoczyła mnie chyba bardziej niż gdyby w środku lata spadł śnieg.

FRANCESCA

Wiem, że to głupie, że zaprosiłam do swojego domu obcego faceta. Ale jak go zobaczyłam na ulicy z tą walizką to... sama nie wiem. Coś kazało mi zaproponować mu nocleg. Przekroczyliśmy próg, a Diego głośno wciągnął powietrze na widok wnętrza villi.
-Tato!- krzyknęłam zamykając za nami drzwi.
-Jestem w gabinecie!- usłyszałam odpowiedź.
Pociągnęłam Diego w stronę podwójnych drzwi.
-Tato, to jest Diego. Mój...yyy.... mój chłopak.- Nie wiedziałam jak Diego zareaguje na to kłamstwo.- Przyjechał na kilka dni z Meksyku. Może się u nas zatrzymać?
Tata podniósł w wzrok znad sterty papierów i zmierzył Diego spojrzeniem.
-Córeczko, jeśli chcesz twój kolega może zostać, ale ponieważ przyjechał Federico nie mamy wolnych pokoi.
Zacisnęłam zęby.
-Może spać ze mną- powiedziałam, zanim zdążyłam się rozmyślić.
Tata uniósł brew.
-W takim razie w porządku. Tylko pamiętaj: jestem za młody na wnuki!
Westchnęłam i pociągnęłam mojego towarzysza po schodach do mojego pokoju.
-Fran, jestem ci bardzo wdzięczny, ale naprawdę nie musiałaś- powiedział Diego, kiedy zamknęłam drzwi.- No bo gdzie będę spał?
-Jak to gdzie? Ze mną.
Chłopak wyraźnie się zarumienił
-Z ttobą?- zaczął się jąkać.
-No chyba, że nie jestem dla ciebie wystarczająco atrakcyjna...- rzuciłam niby od niechcenia.
Teraz już naprawdę zabrakło mu słów
-Francesco, jesteś naprawdę piękną dziewczyną, ale my się prawie w ogóle nie znamy!
-To dla ciebie problem?- Podeszłam bardzo blisko niego i położyłam mu rękę na piersi. Stanęłam na palcach i powoli, bardzo powoli złączyłam nasze usta w pocałunku. Diego objął mnie w talii, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Całowalibyśmy się pewnie dłużej, ale ktoś zapukał do drzwi i rozległ się głos naszej gosposi:
-Kolacja za 15 minut!
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Diego odwrócił wzrok, a ja przygryzłam wargę. To niewątpliwie był najlepszy pocałunek w moim życiu. 
_________________________________________________________________________
Coż... to nie wątpliwie jest dość dziwny rozdział xDD  i chyba najdłuższy ze wszystkich ;) no to... zapraszam do komentowania i licze, że Susan nie zbije mnie za zakończenie, ale ja po prostu musiałam dać tam beso Diecesci <3~Malinka Vilu
 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 3.

Rozdzial 3


Diego


Obudziłem się około dwunastej. Byłem bardzo szczęśliwy. Śniła mi się ona! To był najpiękniejszy sen... Zaczęło się od tego, że Leon zaprosił mnie na urodziny Violetty. To była impreza mojego życia. To właśnie na niej pojawiła się ona. Miała na imię Francesca i była przyjaciółką dziewczyny mojego kumpla. Wyglądała cudownie. Lepiej niż wtedy gdy widziałem ją w parku. Jej głos... On był jak, jak najpiękniejsza melodia. Założę się że dziewczyna ma coś wspólnego z muzyką. Nie chciałem wstawać z łóżka, ale głód był silniejszy. Poszedłem do kuchni i wyciągnąłem z szafki dwie lekko zeschnięte kromki chleba. Wyjąłem z lodówki biały serek i zjadłem to co sobie przygotowałem. Kiedy kończyłem usłyszałem pukanie do drzwi. To był Leon... Wyciągnął mnie z domu do jakiejś knajpy. Było całkiem miło. Taki niespodziewany męski wypad.
- Leon, wiesz mów co chcesz, ale miałem bardzo dziwny sen... Śniło mi się, że zaprosiłeś mnie na urodziny Violi i była mega impreza, mnóstwo fajnych ludzi no i taka śliczna brunetka... Jak ona miała na imię? No cholera! Jeszcze przed chwilą wiedziałem!
- Francesca?
- Tak, właśnie ona... Ej, ale zaraz?! Skąd ty wiesz jak miała na imię dziewczyna z mojego snu?!
- Diego?! Czy ty masz jakieś zaniki pamięci czy to po prosty kac? Hę?
- Leon, o czym ty mówisz? Nie ogarniam...
- O Boże! Ta impreza, Francesca to nie był żaden sen!!! To rzeczywistość! To wszystko wydarzyło się na prawdę! - zamurowało mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć... Może ta cała impreza wydawała się tak nie realna, że mój umysł sprawił, że rzeczywistość stała się najpiękniejszym snem.
- Nie! To nie możliwe! Co ty mówisz!? Jak? I dlaczego nic nie pamiętam?
- Chłopie! Weź się ogarnij! Pierwszy raz widzę, żebyś miał, aż takiego kaca! - Leon chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zadzwonił telefon. To najprawdopodobniej była Viola. Chyba chciała, żeby do niej pojechał, bo Leon natychmiast zabrał swoją kurtkę i wyszedł bez słowa. Może stało się coś złego? A może Vilu chciała tylko, żeby Leon po prostu do niej przyjechał? Nie wiem. W każdym razie zostałem sam. Nagle poczułem, że brakuje mi czegoś. Jakbym zgubił część mnie i nie potrafił jej odnaleźć. Nie miałem ochoty już dłużej siedzieć w tej knajpie więc wyszedłem i ruszyłem w kierunku... W kierunku miejsca gdzie Ją widziałem. Idąc tak alejkami Buenos Aires nie mogłem zebrać myśli. Ciągle próbowałem sobie przypomnieć skąd znam tę dziewczynę. Byłem tak zajęty myśleniem o niej, że nawet nie zorientowałem się kiedy usiadłem na ławce, na której siedziała Ona, kiedy widziałem ją po raz pierwszy (chociaż wiem, że znałem ją już wcześniej). Siedziałem tak dobre dwie godziny i wpatrywałem się w twarze przechodniów. Wciąż miałem nadzieję, że zobaczę tę śliczną, filigranową brunetkę. Niestety, dzisiaj nie miałem szczęścia. Minęło mnie kilka tysięcy różnych twarzy, ale żadna nie była Jej twarzą. Nie miałem ochoty
już tam siedzieć więc ruszyłem w drogę powrotną do domu.

FRANCESCA

Obudziłam się rano w szampańskim nastroju. Wstałam i zjadłam śniadanie, które przygotowała gosposia. Rodziców oczywiście nie było w domu. Gdy się ubrałam i umalowałam była już 13. Postanowiłam, że się przejdę. Chodziłam uliczkami Buenos Aires bez żadnego konkretnego celu. Dopiero gdy usłyszałam bicie zegara na ratuszu zorientowałam się, że jest już 16.
'Czas wracać do domu' pomyślałam. Zawróciłam więc i ruszyłam do villi moich rodziców. Gdy przechodziłam przez park dostałam SMS-a od Leona: „Fran, możesz przyjechać do Violi? Źle się czuje, a ja nie mam pojęcia co jej jest. Szybko.” Byłam tak zajęta zamartwianiem się o przyjaciółkę, że nawet nie patrzyłam gdzie idę. Po prostu szłam przed siebie, aby jak najszybciej dostać się do domu Violi. W pewnym momencie wpadłam na kogoś. Moja pupa biegła właśnie na bliskie spotkanie z chodnikiem, gdy ktoś złapał mnie w talii. Spojrzałam na swojego wybawce i mimowolnie się uśmiechnęłam. To był Diego- chłopak z imprezy urodzinowej Violi.
-I znów się spotykamy- zaśmiał się.- Miło cię znowu zobaczyć, Francesco.
-Mi również, ale byłoby milej gdybyś postawił mnie na ziemi!- Uśmiech spełzł mu z twarzy.
-Przepraszam.
-Żartowałam. Absolutnie nie przeszkadza mi, że mnie obejmujesz.- Chłopak znów się uśmiechnął i puścił mnie.
-Dokąd się tak spieszysz?- zapytał.
-Leon prosił żebym przyjechała, bo Viola jest chora.
Diego zmarszczył brwi.
-Co jej się stało?
-W tym problem, że nie wiem. I Leon też nie. Jak chcesz możesz jechać ze mną.
Pokiwał głową i pobiegliśmy w stronę postoju taksówek. Gdy przejeżdżaliśmy koło apteki wpadłam na pomysł. Kazałam taksówkarzowi się zatrzymać i poszłam kupić... test ciążowy. Gdy wróciłam, Diego popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Test ciążowy? Naprawdę?
Mimowolnie zachichotałam.
-Cóż... nie wiem jak ty, ale ja straciłam ich w oczu na imprezie.
Chłopak też się zaśmiał, a za chwilę oboje pokładaliśmy się ze śmiechu. Nawet nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy na miejsce.
-Violu!- krzyknęłam od progu.- Mam coś dla ciebie!
_________________________________________________________________________
A oto rozdział 3! Zobaczymy co wymysli Susan.... moze Vilu bedzie miala niespodzianke? xD zapraszamy do komentowania ;*~Malinka Vilu


środa, 20 sierpnia 2014

One Shot: Leonetta.

Zamówienie dla Gabrysi ;* dziękuje Słońce, że jesteś <3

ONE PART: LEONETTA

Jeszcze jedno pociągnięcie błyszczykiem i... GOTOWE! Spojrzałam nerwowo na zegarek. Jeszcze pół godziny. Pół godziny do najwspanialszej randki w moim życiu! Cóż... właściwie to nie randka. Idziemy razem na imprezę urodzinową jego kuzynki, a mojej najlepszej przyjaciółki. Okłamałam go, że zepsuł mi się samochód, dlatego zgodził się mnie podwieźć. A ja zamierzam wykorzystać okazję. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam na dół, za nim tata zdążył dobrać się do mojego Gościa. Boże, dlaczego on jest taki idealny?! Znaczy nie mój tata tylko mój Gość. Chodzący ideał.
-Cześć. Ładnie wyglądasz- powiedział.
-Hej. Ty też. Znaczy, nie ładnie, tylko... przystojnie!- Co ja wygaduje?! On naprawdę dziwacznie na mnie działa! Mój Gość- który miał na imię Leon- uśmiechnął się.
-Chyba trochę się denerwujesz- zauważył. Ale on spostrzegawczy! Byłam kłębkiem nerwów!
-Może trochę- odpowiedziałam.- Fran jest wymagającą solenizantką.
-W tym się z tobą zgodzę. W zeszłym roku rzuciła mną o stolik z przekąskami, bo kupiłem jej złotą bransoletkę, która nie pasowała do kolczyków od ciebie.
Mimowolnie uśmiechnęłam się, przypominając to sobie.
-To... jedziemy?- zapytałam w końcu.
-Jasne.- Posłał mi swój cudowny uśmiech i poszliśmy do samochodu.

***


Gdy jechaliśmy do domu Francesci nie mogłam uwierzyć, że ja, Violetta Castillo, znajduję się w jednym samochodzie z największym ciachem w całej szkole! Leon spojrzał na mnie.
-Dlaczego się tak na mnie patrzysz?- zapytał z krzywym uśmiechem.
-Yyyyy....- nie wiedziałam co mu odpowiedzieć żeby nie zrobić z siebie totalnej idiotki, ale na szczęście dojechaliśmy na miejsce. Z ulgą wyskoczyłam z samochodu i poleciałam do drzwi. Od razu wyściskałam Fran i dałam jej prezent. Leon szedł tuz za mną, ale uciekłam zanim zdążył złożyć życzenia kuzynce. Szłam właśnie w stronę Ludmiły, gdy usłyszałam głośny plusk. Obróciłam się szybko i musiałam zdusić śmiech na widok Leona w basenie. Jak sądzę Francesce nie podobał się prezent. Podeszłam na skraj basenu.
-Z czego się śmiejesz?- zapytał zły Leon. Zakryłam usta ręką próbując powstrzymać śmiech.
-Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu!- Chwycił mnie za kostki i wciągnął do basenu.
Usłyszałam głośny śmiech osób dookoła.
-Czemu to zrobiłeś?!- krzyknęłam ze śmiechem.
Leon podpłynął do mnie i ochlapał mnie wodą.
-Za to, że się ze mnie śmiałaś.- Mimo, że byłam cała mokra, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Podpłynęłam do brzegu, a Fran pomogła mi wyjść. Leon wdrapał się na brzeg tuż za mną.
-Chodźcie. Dam wam coś na przebranie- powiedziała Francesca uśmiechając się. Poszliśmy za nią do jej pokoju. Ja dostałam czarną sukienkę w czerwone serduszka, a Leon jakieś swoje ubrania, które zostawił kiedyś w domu kuzynki.
Poszłam do łazienki się przebrać. Gdy wróciłam Leon też już był gotowy.
-Wyglądasz w tej sukience dużo lepiej niż Fran- powiedział.
Poczułam jak na moich policzkach wykwita rumieniec.
-Dzięki, ale lepiej nie mów tego Fran.- Leon uśmiechnął i podszedł do mnie. Przez jedną szaloną chwilę myślałam, że mnie pocałuje. Ale on tylko chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Myślałam, że wracamy na imprezę, ale chłopak pociągnął mnie do ogrodu. Spacerowaliśmy po brukowanych alejkach wpatrując się w gwiazdy. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że ciągle trzymamy się za ręce. Absolutnie mi to nie przeszkadzało. Gdy doszliśmy do małego stawku, Leon spojrzał mi w oczy. On ma piękne oczy. Ciemne, które mają w sobie taką głębię.
-Violetto...- zaczął, ale przerwałam mu.
-Kocham cię.- Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam, ale chłopak nie potrzebował już żadnej zachęty. Pochylił się i delikatnie musnął moje usta swoimi. Objęłam go za szyję i pogłębiłam pocałunek. Nie wiem jak długo tak staliśmy, nie zwracając uwagi na otoczenie, ale na pewno był to najcudowniejszy dzień mojego życia. Następnego dnia po szkole rozniosła się plotka o tym, że jesteśmy razem. I tak już zostało.

***

Od tamtego dnia minęło 25 lat, a ja ciągle czuję te magię. Mimo, że minęło już tyle czasu ja ciągle kocham Leona tak samo. I tak już pozostanie do końca.
_________________________________________________________________________\
Ta miniaturka to kompletna klapa ;( przepraszam bardzo Gabrysie za to ze tak spierdzieliłam Leonette ;( mam nadzieje ze mi to wybaczysz ;/~Malinka Vilu

niedziela, 17 sierpnia 2014

One shot: Fedecesca.

One shot na zamówienie Kingi ;*

ONE SHOT: FEDECESCA

Ból. Ból miesza się z radością. Czuję nieodpartą radość, która znowu staje się potwornym bólem. Biegnę przed siebie. Czuję, że moje płuca wysiadają, a nogi są ja z waty. Czuję, że nie dam rady dalej biec. Gdy ostatkiem sił wdrapuję się na drzewo...budzę się. To się ciągle powtarza. Nikt mi nie wierzy. Wszyscy spiskują przeciw mnie. Lekarze mówią, że to nie dzieję się naprawdę, ale ja wiem swoje. Inni mnie nie rozumieją. Słyszę otwierające się drzwi. Chowam się pod kołdrę. Przyszli. Będą faszerować mnie tabletkami i wmawiać, że jestem bezpieczna. Łzy mimowolnie ciekną po moich policzkach. Czuję, że ktoś gładzi mnie po włosach. Powoli zsuwam kołdrę z twarzy. Widzę twarz lekarza. Jest nowy. Nie ma przy sobie tabletek. Patrzę na jego twarz. Jego oczy są czekoladowe. Przypomina mi się jak byłam małą dziewczynką. Mama brała mnie na kolana i dawała czekoladę. Wtedy we wspomnienia wdziera się coś innego... mrocznego. Obraz ojca, który tamtego dnia wszedł do kuchni i.... i.... Nie mogę! Nie potrafię!
-Spokojnie, Francesco.- Głos lekarza jest spokojny i łagodny.- Spokojnie.
Jego obecność działa na mnie kojąco.
-Kkim jesteś?- pytam.
-Mam na imię Federico. Będę cię odwiedzał, a ty będziesz mi mówiła jak się czujesz, dobrze?
Kiwam głową.
-Jesteś lekarzem?-pytam.
-Nie zupełnie- odpowiada.- Jestem stażystą.
-Będziesz dawał mi tabletki?- Widzi mój strach.
-Nie- uśmiecha się.- Będę tylko z tobą rozmawiał.
-Będziesz próbował mi wmówić, że nic mi nie grozi? Że jestem bezpieczna?
Wyciąga do mnie rękę. Z wahaniem chwytam jego dłoń.
-Nikt nigdy nie jest całkiem bezpieczny. Nie będę cie oszukiwał.- Delikatnie gładzi moją dłoń. Odprężam się. Czuje się bezpieczna. Po raz pierwszy od czasu... Wyrywam dłoń z jego uścisku. Po moich policzkach znów zaczynają płynąć łzy. Federico nic nie mówi, tylko siada na łóżku obok mnie i obejmuje ramieniem.
-Powiesz mi co się stało?- pyta.
Kręcę głową. Nie jestem gotowa, żeby o tym mówić. Ale on rozumie. Delikatnie mnie przytula. Stara się pocieszyć, rozbawić. W końcu proponuje spacer. Dawno nie wychodziłam z pokoju. Nie pamiętam już nawet jak wygląda niebo. Powoli podnoszę się z łóżka. Podchodzę do drzwi. Blask słońca mnie oślepia. Spacerujemy. Mijają godziny, a my ciągle przechadzamy się po ogrodzie. W końcu siadamy na małej drewnianej ławeczce. Kątem oka obserwuje chłopaka. Jest przystojny. Biorę głęboki oddech i mówię:
-Miałam 10 lat.- Federico od razu wie, o co mi chodzi.- Siedziałam z mamą w kuchni. Kiedy tata wrócił do domu wiedziałam, że coś jest nie tak. Był zdenerwowany. Powiedział, że musimy wyjechać. Wtedy zadzwonił dzwonek. Mama kazała mi się schować. Usłyszałam strzał. Później następny. I jeszcze jeden. Było strasznie głośno. Słyszałam krzyk i huk przewracanych mebli. Wyszłam ze swojej kryjówki dopiero kilka godzin po tym jak wszystko ucichło. Zabili ich. Zabili ich wszystkich. Nawet mojego psa. Następnego dnia znaleźli mnie sąsiedzi. Płakałam, siedząc na środku zdemolowanego salonu. Od tamtej pory tu jestem. Minęło już 15 lat, a ja ciągle boję się, że oni po mnie wrócą.
-To normalne- mówi.- Normalne, że się ich boisz.
-Inni tak nie uważają.
Chłopak przysuwa się do mnie.
-Przy mnie nic ci nie grozi. Obiecuję.- Całuję mnie. Jestem pewna, że już nic nie może zniszczyć mojego szczęścia.

***


Myliłam się. Coś jednak mogło zniszczyć moje szczęście. Wyszłam ze szpitala, bo dzięki Federico poczułam się bezpieczna. Ale mój najgorszy koszmar się spełnił. Znaleźli mnie. Ale to Federico zabili. Od jego śmierci minęły 2 lata. Każdego dnia myślę o tych ludziach. Chcę żeby mnie znaleźli. Skończyli moje męki. Odebrali mi każdego, kogo kochałam. Nie mam po co żyć. Czuje, że ktoś za mną stoi. Odwracam się powoli. Widzę mężczyznę w czarnej kominiarce. Wiem, że po mnie przyszli. Słyszę huk wystrzału. Później jest już tylko ciemność...

__________________________________________________________________________
A oto zamówienie dla mojej kochanej Kingi ;* mam nadzieje ze psychopatyczny kryminał sie spodoba ;*~Malinka Vilu

sobota, 16 sierpnia 2014

One Shot: Leonetta. Gwiazdy.

Tego One Shota dedykuję mojej Bliźniaczce, Roksanie! Kocham cię i dziękuje za to, że motywujesz mnie do pisania <3

ONE SHOT: LEONETTA
Gwiazdy

Patrzyłam w lustro. Przyglądałam się mojej twarzy. Była... zwyczajna. Tak. Zwyczajna to dobre określenie. Nie jestem brzydka. Ale ładna też nie. Jestem jak jabłko. Zupełnie przeciętna. Chodzę do 3 klasy liceum. Nie należę do tych popularnych, ale nie jestem tez całkiem ignorowana. Jestem...
-Uważaj, jak łazisz!!- Głos wyrwał mnie z rozmyślań.
-Przepraszam- szepnęłam. No tak. Nie wspominałam przecież, że jestem wręcz absurdalnie nieśmiała. Zwłaszcza gdy rozmawiam z popularnymi. Zwłaszcza gdy słyszę Głos. Właściciel Głosu jest wprost niewyobrażalnie cudowny! Ciemne oczy, dołeczki w policzkach i te włosy, które zawsze pozostają w dokładnie rozplanowanym „nieładzie”. Podoba mi się od kiedy skończyłam 8 lat. Ale ma dziewczynę. A poza tym Leon Verdas to zupełnie nie moja liga!
-Nic się nie stało, Violetto.- Czy mi się wydaje, czy on zna moje imię? Nie. To nie możliwe, żeby Leon Verdas wiedział kim jestem. Już miałam go wyminąć i iść dalej, ale złapał mnie za nadgarstek.
-Idziesz dzisiaj na imprezę? U Francesci?- zapytał.
Pokręciłam przecząco głową:
-Nie zaprosiła mnie.- Francesca to kuzynka Leona. Podobno robi najlepsze imprezy w całej szkole. Nie wiem. Nigdy na żadną mnie nie zaprosiła.
-Dziwne- Leon zmarszczył brwi.- Porozmawiam z nią. Jak chcesz możesz pójść ze mną.- Uśmiechnął się asymetrycznie.
-Z tobą? Lara nie będzie zła?
-Nie jesteśmy już razem.
-Oh.- Zaniemówiłam. To znaczy, że Leon jest wolny?- Bardzo mi przykro.
-A mnie nie. Nie dogadywaliśmy się już od dłuższego czasu. To... idziesz ze mną na imprezę do Fran?
Udałam, że się zastanawiam.
-Chętnie bym poszła, ale moje przyjaciółki będą złe, że poszłam bez nich na imprezę.
-Możesz je zaprosić. Im więcej osób tym lepiej. Wpadnę po ciebie o 7. Bądź gotowa- mrugnął do mnie i odszedł, zostawiając mnie oniemiałą na środku korytarza. Czy on właśnie zaprosił mnie na randkę? Aaaaaaaaa!! Muszę zadzwonić do Camili!

***

Leon przyjedzie z pół godziny. Muszę wyglądać idealnie. Jeszcze ostatnie poprawki i będę gotowa. Wstałam od toaletki i założyłam wcześniej wybraną sukienkę.
Popatrzyłam w lustro. Wyglądałam naprawdę ładnie. Ja, „jabłko”, wyglądałam ładnie! Rozległ się dzwonek do drzwi. Szybko pobiegłam na dół, żeby otworzyć. W drzwiach zobaczyłam Leona. Uśmiechnął się na mój widok.
-Wyglądasz ślicznie- powiedział i podał mi rękę. Chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i poszliśmy do samochodu.

-Wow.- To jedyne co udało mi się wykrztusić, kiedy zobaczyłam jego auto.
-Prawdziwy diabeł*- zażartował Leon.- Zasłużył na swoją nazwę.
Otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam ostrożnie, żeby nic nie zepsuć. Jeszcze nigdy nie jechałam tak drogim samochodem.
-Gotowa?- zapytał mój towarzysz zajmując miejsce kierowcy.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego. Chłopak wcisnął pedał gazu i z piskiem opon ruszyliśmy na imprezę. Po 5 minutach byliśmy na miejscu. Dom Francesci był niesamowity.

-Hej!- usłyszeliśmy gdy tylko wysiedliśmy z samochodu.
-Cześć, mała- odpowiedział Leon i przytulił kuzynkę.
Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Cześć- przywitałam się.- Jestem Violetta.
-Wiem jak masz na imię!- Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.- Zapraszam do środka!
Razem z Leonem weszliśmy do środka za Francescą. W środku było pełno ludzi. Chciałam znaleźć Camilę i Naty, ale Leon pociągnął mnie na parkiet. Tańczyliśmy do długiej, powolnej piosenki. Położyłam mu głowę na ramieniu, a on objął mnie w tali. Było cudownie. Kątem oka dostrzegłam, że Francesca przygląda się nam z uśmiechem na twarzy.

***

Przetańczyliśmy cały wieczór. Kiedy o 1 w nocy siedziałam obok Leona w jego Lamborghini byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Chłopak objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem- szepnął.
Jeszcze długo siedzieliśmy objęci, wpatrując się w gwiazdy, zanim nastał świt, a Leon pochylił się i mnie pocałował.

_________________________________________________________________________
 * samochód to lamborghini diablo
TAM TAM TAM TAM!!  Oto mój pierwszy One Shot!! Mam nadzieję, że się spodoba ;*
~Malinka Vilu

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 2.

Ten rozdział dedykujemy naszym kochanym: Gabrysi, Laurze, Roksanie i Kindze! Dziękujemy, że nas wspieracie i czytacie nasze wypociny ;*



ROZDZIAŁ 2

FRANCESCA

Cicho otworzyłam drzwi domu. Tak właściwie to villi. Chciałam przejść do pokoju niezauważona, ale oczywiście musiałam się potknąć na schodach.
-Francesco!- dobiegł mnie z gabinetu głos ojca.- Chcę z tobą porozmawiać!
Westchnęłam i ruszyłam na spotkanie z facetem, który kompletnie nie miał pojęcia o moim życiu.
-Coś się stało, tatusiu?- zapytałam przesłodzonym tonem.
-Nie podobało mi się twoje zachowanie przy śniadaniu.- Nazwałam go nieczułym draniem, który bardziej dba o interesy niż o własną córkę i oblałam sokiem, ale to chyba normalne? W końcu mam 19 lat i- jak twierdzą psychologowie- przeżywam okres buntu.
-Wiem, tatusiu. Po prostu stresuje się urodzinami Violi. Wcale tak nie myślę.- Kłamałam mu w żywe oczy. Ale co miałam zrobić? Znów go obrazić i nie pójść do klubu ze znajomymi? Już wolałam go przeprosić.
Ojciec przyglądał mi się przez chwilę. W końcu westchnął i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Baw się dobrze.- Już miałam odejść, ale zatrzymał mnie jego głos.- Tylko pamiętaj: nie chce jeszcze zostać dziadkiem!
Przewróciłam oczami i poszłam szykować się na imprezę.

DIEGO

- DIEGO!!- krzyknęła moja matka - Ktoś do Ciebie!
- Pomoc społeczna? – odburknąłem.
- Nie, to ja! - natychmiast podniosłem się z łóżka.
- O! Cześć Leon! Co ty tu robisz?
- No mam do ciebie sprawę! - kumpel uśmiechnął się i usiadł na łóżku.
- O co chodzi?
- Czy nie miałbyś ochoty gdzieś dzisiaj wyjść? Konkretnie mam namyśli imprezę urodzinową mojej dziewczyny. Poprosiła mnie, żebym przyprowadził dobrego znajomego i od razu pomyślałem o tobie. Vilu ma przyprowadzić ze sobą jakąś koleżankę. To co? Wchodzisz w to? - byłem mile zaskoczony propozycją Leona, rzadko zdarzało się tak, żeby ktoś mnie gdzieś zapraszał. Ale na Leo zawszę mogę liczyć. Znamy się od podstawówki i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Jest naprawdę dobry kumplem
- Bardzo chętnie, ale obawiam się, że nie będę dobrze wyglądał w towarzystwie bogatych ludzi. Ja nawet nie mam się w co ubrać!
- O to się nie martw. Już o tym pomyślałem i znalazłem dla nas całkiem niezłe ciuszki w całkiem niezłej cenie! - nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. Po chwili obaj tarzaliśmy się po podłodze ze śmiechu.
- To co… ja idę po ubrania dla ciebie, a ty szykuj fryzurę. - uśmiechnąłem się do kumpla i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, wymyłem zęby i nałożyłem trochę żelu na włosy. Potrzebowałem się rozerwać i akurat trafiła się okazja. W chwili, kiedy skończyłem układać włosy ktoś zapukał do łazienki.
- Tu masz ubrania. Ja też lecę się szykować! Do zobaczenia. - kiedy otworzyłem drzwi Leona już nie było. Zobaczyłem tylko torbę. Zabrałem ją i ubrałem się. Muszę przyznać, że mój kumpel ma gust i szczęście w łapaniu dobrych okazji.
_ Wyglądam całkiem spoko. - powiedziałem do siebie i w tej chwili na mojej twarzy pojawił się zawadiacki uśmieszek. Byłem gotowy!





FRANCESCA

Długo zastanawiałam się co na siebie włożyć. W końcu wybrałam różowo-czarną sukienkę i różowe buty na obcasach.


Telefon i klucze schowałam do kopertówki i zeszłam do garażu. Wsiadłam do samochodu


i ruszyłam w stronę domu Violi, żebyśmy razem mogły pojechać do klubu. Po 10 minutach byłam na miejscu. Violetta już czekała na mnie na podjeździe. Wyglądała ślicznie. Miała na sobie jasno różową sukienkę i buty na obcasie.


-Hejka, Fran!- krzyknęła wsiadając do samochodu i całując mnie w policzek.- Gotowa na najlepszą imprezę wszech-czasów?- Uśmiechnęłam się. Viola była strasznie podekscytowana tym wyjściem. Od tygodnia nie gadała o niczym innym tylko o tym, że to będzie „najlepsze party ever”. Wcisnęłam pedał gazu i z piskiem opon ruszyłyśmy w stronę klubu.

DIEGO

- Diego! Chodź już! - usłyszałem głos przyjaciela za oknem. Czym prędzej poderwałem się z kanapy, założyłem buty i już mnie nie było. Do klubu, w którym odbywała się impreza mieliśmy jakieś 30 minut piechotą. Nie spieszyło nam się. Mieliśmy jeszcze jakieś 50 minut do rozpoczęcia imprezy, więc szliśmy bardzo wolno. Kiedy zbliżaliśmy się do klubu Leon powiedział:
- Gotowy na imprezę życia?
- Oczywiste! - po czterdziestu minutach doszliśmy na miejsce. Zebrało się już sporo ludzi, ale Violetty jeszcze nie było. Chwilę później dostrzegłem piękny samochód a w nim Violę i... Nie to nie mogła być prawda... To była ona. Śliczna dziewczyna z parku. Nadal nie wiem skąd ją znam, ale już ją gdzieś widziałem jestem tego pewny. Szczęśliwy Leon podbiegł do swojej dziewczyny i pocałował ją w policzek.
- Wszystkiego najlepszego skarbie!
- Dziękuje! - powiedziała Viola - O cześć Diego!
- Cześć Vilu! Wszystkiego najlepszego! - odparłem wciąż wpatrując się w tą (nie)znajomą dziewczynę.
- Dziękuję! Diego poznaj Francesce. Francesca to Diego. - i w ten oto sposób dziewczyna zyskała imię.
- Cześć, miło mi cię poznać. - jej głos był jak najpiękniejsza melodia.
- Ciebie również.
- Dobra, słuchajcie my idziemy, jak coś to nas nie szukajcie - powiedziała rozchichotana jubilatka.
- Diego, opiekuj się Fran.- dodał Leon. I po chwili już ich nie było. Czułem się dziwnie skrępowany, nie wiedziałem co powiedzieć, ona najwyraźniej też. Wpatrywaliśmy się w siebie bez słów. W końcu Fran się odezwała:
- Wiesz mam takie dziwne wrażenie, że skądś cię znam.
- Nie wierzę! Mam tak samo! Gdy cię zobaczyłem siedzącą na ławce, poczułem jakby to już się kiedyś wydarzyło... Takie deja vu. Nie wiem, nie umiem tego wyjaśnić. - i znów zapanowała cisza. Żadne z nas nic nie mówiło przez dłuższy czas. W końcu daliśmy się porwać zabawie. Zatańczyliśmy nawet razem. To była naprawdę impreza mojego życia. Było cudownie. Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek ją spotkam, ale mam nadzieję, że to stanie się niebawem. Nie znam jej nazwiska, nie wiem gdzie mieszka, ale zrobię wszystko by ją odnaleźć. Muszę się dowiedzieć o niej czegoś więcej! Muszę! To nie może być przypadek, że czuję że to już się zdarzyło to, to musi być przeznaczenie...
___________________________________________________________________________________
Tak oto prezentuje się 2 rozdział naszej radosnej twórczości. Mam nadzieje, że się spodoba ;) Zachęcamy do komentowania i serdecznie pozdrawiamy ~Malinka Vilu 

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 1.



ROZDZIAŁ 1

DIEGO

- Diego!!! Czy możesz mi przynieść piwo z lodówki?! - Usłyszałem głos matki. Boże! Dlaczego to właśnie mi musiała trafić się taka matka?! Cięgle tylko by piła i piła! Mam już tego serdecznie dość!!! A ojciec? Ojciec wcale nie lepszy! Został skazany na dożywocie za morderstwo! Nie ma to tamto mam super rodzinkę!!
- Nie, nie mogę ci przynieść tego cholernego piwa! Wychodzę! - Wrzasnąłem i wyszedłem trzaskając drzwiami. Zabrałem ze sobą oczywiście, moją ukochaną gitarę. Chodziłem ulicami Buenos Aires nie wiedząc, co ze sobą zrobić... Ludzie mijali mnie z prawej i z lewej niczym na autostradzie. Myśli szalały. Czułem się niewidoczny, niechciany, niekochany... Czym sobie zasłużyłem na takie życie?? Chcę być po prostu szczęśliwy czy to tak wiele... Nie miałem już ochoty chodzić, więc usiadłem na krawężniku i wyjąłem moją gitarę. Zacząłem grać i ni z tego ni z owego jakiś ochroniarz zaczął ze mną rozmawiać:
- Proszę pana, tutaj nie wolno grać na instrumentach! Zakłóca pan spokój naszych gości. Uprzejmie pana proszę o zaprzestanie gry i opuszczenie hotelowego krawężnika.
- Że co?
- Mam powtórzyć?
- Nie, nie trzeba. Już sobie idę... - odparłem lekko zdruzgotany. - No nic poszukam sobie innego krawężnika- powiedziałem sam do siebie i znów zacząłem niekończące się błąkanie po Buenos Aires. Lubię to miasto... Ma swój urok... Swój niepowtarzalny klimat. To jest jedno z najpiękniejszych miast na świecie. Chodziłem tak alejami, aż w końcu znalazłem idealne miejsce. Usiadłem i znów zacząłem grać. Od czasu do czasu jakiś przechodzień zatrzymywał się i dawał mi parę groszy. Nie chciałem litości, ale też nie miałem wyjścia. Gdyby nie ci ludzie nie miałbym na chleb. To straszne jak okrutny może być los. Życie jest brutalne miota człowiekiem na prawo i lewo... Nagle  zauważyłem, że ktoś mi się przygląda. Siedziała na ławce. Śliczna. Ale już ją gdzieś widziałem... Nie mam pojęcia gdzie.... Znam ją. Na pewno ją znam.  Dlaczego mi się przyglądała? Czy ona też mnie zna? Co ona sobie musiała o mnie pomyśleć? Nie chciałem podchodzić. Wyśmiałaby mnie! Bo kim ja jestem? NIKIM! Po prostu nikim! Wrakiem człowieka, który mimo wszystko marzy i ma swoją pasję, jaką jest muzyka! Ale to i tak nie ma znaczenia, bo nie mam środków, żeby się rozwijać... Ona ciągle na mnie patrzyła... Nie wiedziałem, co zrobić. Zabrałem pieniądze, które mi rzucili, schowałem gitarę i odszedłem. A co jeśli już nigdy jej nie zobaczę, nigdy jej nie poznam... Ahhh zresztą to i tak nie miałoby większego sensu...

FRANCESCA

Siedziałam na ławce w parku. Tego dnia rano pokłóciłam się z ojcem i nie miałam ochoty wracać do domu. Po prostu siedziałam obserwując niebo i mijających mnie ludzi. W pewnym momencie usłyszałam melodie. Niby zwyczajna piosenka grana na gitarze, ale było w niej coś wyjątkowego. Przeniosłam wzrok na chłopaka, który wygrywał melodie i zaparło mi dech w piersi. Nie chodzi o to, że był przystojny (choć niewątpliwie był). Po prostu był... znajomy. Od kilku miesięcy mam pewien sen. Powtarza się, co noc. W tym śnie idę przez polane, na której widzę chłopaka. Podbiegam do niego, a on wyciąga ramiona, żeby mnie złapać, a wtedy zrywa się wiatr i odpycha mnie od niego. Nigdy dokładnie nie przyjrzałam się twarzy chłopaka, ale byłam niemal pewna, że to ten sam, który grał na gitarze. W pewnym momencie podniósł głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Przez kilka sekund wpatrywałam się w jego piękne czekoladowe oczy, ale on wstał podniósł gitarę i odszedł. Poczułam ukłucie w sercu, gdy zdałam sobie sprawę, że nigdy więcej go nie zobaczę. Podniosłam się z ławki i ruszyłam w stronę domu, aby przygotować się na imprezę. Moja przyjaciółka, Violetta, miała dziś urodziny i z tej okazji szliśmy wszyscy do klubu. Nigdy nie rozumiałam Violetty. Była piękna, zabawna, inteligentna, bogata i spotykała się z kimś tak przeciętnym jak Leon- z biednej rodziny, nie mającym szans na prawdziwą karierę. Może i był przystojny, ale poza tym był kompletnym zerem. Viola utrzymywała, że go kocha, ale jak dziewczyna o jej pozycji społecznej może pokochać kogoś z niższej sfery? Westchnęłam i ruszyłam przez park, kierując się w stronę domu i nieuchronnej sprzeczki z ojcem.
___________________________________________________________________________________

A oto rozdział 1 ;) Susan pisze z perspektywy Diego, a ja- Fran. Nie wiem kiedy napiszemy 2 rozdzial, ale na pewno niedługo ;) zapraszamy do komentowania i serdecznie pozdrawiamy ;** ~Malinka Vilu