Muyzka

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 7.

ROZDZIAŁ 7

FRANCESCA
Może to dziwne, ale z Diego czuje się naprawdę szczęśliwa. Wiem, że nie znamy się długo, ale czuje, że to prawdziwa miłość. Właśnie wracaliśmy do domu. Było około 6 rano i wszyscy jeszcze spali. Przemknęliśmy się cicho do moje go pokoju i po nocy pełnej wrażeń szybko zasnęliśmy.
Śniło mi się, że ide przez łąkę. Ten sam sen co wiele razy wcześniej. Ale tym razem był inny. Było jakby cieplej, a trawa miała bardziej intensywny kolor. Zmieniła się tez twarz nieznajomego. Teraz widziałam ją dokładnie. O ile to możliwe Diego był jeszcze przystojniejszy. Delikatnie ujął moją dłoń i coś powiedział, ale wiatr porwał jego słowa. Powtórzył. Dalej nic nie słyszałam. Silny wiatr zaczął mnie od niego odrywać. Krzyczałam, ale to nic nie dało. Diego zniknął.
Obudziłam się z krzykiem.
-Co się stało?- zapytał chłopak.
-Śniło mi się, że cię tracę.
Diego uśmiechnął się.
-To się nigdy nie stanie- pocałował mnie w czoło.- chodźmy na dół coś zjeść.
DIEGO
Na dole było pusto. Cała rodzina Fran prawdopodobnie gdzieś wyszła- w sumie byłem zadowolony, że zostaliśmy sami, ale wyczuwałem, że coś ciągle gnębi dziewczynę.
- Co ty na to, żebym to ja przygotował śniadanie hmm? Ty sobie usiądź i napij się kawy. Dobrze ci to zrobi.- pocałowałem Francesce w nos, wziąłem na ręce i zaniosłem na kanapę w salonie. Po chwili doniosłem jej obiecaną, cieplutką kawę i zabrałem się do robienia śniadania. Kiedy już kończyłem poczułem moce ukłucie w okolicy barku. Bolało do tego stopnia, że nie mogłem nic zrobić i aż skuliłem się z bólu. Jednak nie powiedziałem o tym nic Fran. Przecież jestem facetem! MUSZĘ BYĆ SILNY! Nie zależnie od tego jak bardzo będzie bolało. Muszę być silny... Dla Fran. Ona dzisiaj bardzo mnie potrzebuje, nie chcę jej zawieść. Minęło kilka minut zanim doszedłem do siebie, ale udało się i po chwili byłem już przy mojej dziewczynie.

Po południu do domu wróciła rodzina dziewczyny, w sumie było miło. Zjedliśmy wspólny obiad, dużo rozmawiałem z bratem Fran i z jego żoną. Musze przyznać, że to naprawdę spoko ludzie. Wszystko było by w jak najlepszym porządku, ale nie dawała mi spokoju myśl co rankiem działo się z moją ręką! Ciągle czułem promieniujący ból jednak już nie tak mocny. Na szczęście ani Fran, ani nikt inny niczego nie zauważyli.   

FRANCESCA
Tego dnia zostaliśmy w domu żadne z nas nie miało ochoty imprezować. Cały wieczór przeleżałam w objęciach Diego z kubkiem cappuccino w dłoni. Było świetnie. Obejrzeliśmy „Bez miłości ani słowa”, dużo się całowaliśmy i trochę pobawiliśmy się z moją bratanicą. Nic nie wskazywało na zbliżającą się katastrofę.

DIEGO
Czułem się coraz gorzej. Byłem z Fran, ale tak jakby obok niej. Całowałem ją, przytulałam i coraz bardziej się w niej zakochiwałem, mimo to z każdą chwilą czułem się coraz gorzej. Teraz bolała mnie już nie tylko ręka, ale i cała klatka piersiowa i zaczynało mi się kręcić w głowie. Fran coś mówiła, ale nic nie słyszałem, miałem coraz ciemniej przed oczami. Tak bardzo chciałem przy niej być, tak bardzo... Ale z każdą chwilą traciłem ją, a ona traciła mnie.... 


FRANCESCA
Diego jest jakiś dziwny. Jakby nieobecny. Nie wiem co sie z  dzieje. Musze z nim porozmawiac.
-Diego? Cos sie stalo? Jestes jakis nieobecny.
- Jestem troche zmeczony, nic wiecej. Pojde sie polozyc.
I odszszedl nie czekajac na odpowiedz. Postanowilam poczekac i rano znow zaczac temat.
________________________________________________________________________
Oto wracamy po 2 miesiacach z rozdzialem pelnym niedopowiedzen 😜 dziekujemy za ponad 2000 wejsc i liczymy na komentarze 😍😍😘 ~ Muffinka Vanilla (kiedys Malinka Vilu)

czwartek, 9 października 2014

Rozdział 6.

 Rozdział 6

 

*Diego*
Obudziłem się w samochodzie. W głowie mi szumiało. Czułem się jak małe dziecko, które zgubiło się w jakimś ogromnym centrum handlowym. Zagubiony. Nie pamiętałem nic, kompletnie. Spojrzałem w bok. Obok była Fran. Poczułem się jeszcze bardziej zagubiony. "Nie, my tego nie zrobiliśmy. Nie to jeszcze nie ten moment, chciałem, żeby było inaczej" - próbowałem oszukać sam siebie. Potrzebowałem zaczerpnąć świeżego powietrza, więc ogarnąłem się, na tyle na ile to było możliwe, poprawiłem włosy i wszedłem z pojazdu. Oparłem się o szybę i myślałem - to znaczy próbowałem myśleć. Bo jak już zdążyłem się zorientować, na kacu myślenie nie jest takie proste. Nagle wszystkie moje myśli powędrowały w kierunku matki. Chciałbym ją zrozumieć, ale nie potrafię. Po co ona pije? To przecież nie jest przyjemne. Ciągły kac... Nie rozumiem tego. Z mojego zamyślenia wyrwało mnie stukanie w szybę. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Fran. Wyglądała... wyglądała inaczej. Zmierzwione włosy rozmyty makijaż, ale nie ukrywam, że nawet w takim stanie wyglądała prześlicznie. Miałem ochotę wejść ponownie do pojazdu i ją pocałować, kiedy wpadł mi do głowy pomysł, o którym mi się nie śniło.I mimo, że miałem kaca to co chciałem teraz zrobić było w pełni świadome i przemyślane. Otworzyłem drzwi i powiedziałem:
- Francesco, masz dziesięć minut na doprowadzenie się do porządku.
- Diego? O co chodzi?
- Mam pewien pomysł, ale to niespodzianka.
- Mam się bać? - dziewczyna zmarszczyła brwi i lekko się uśmiechnęła.
- Nie gadaj, tylko się ogarniaj. Zaraz idziemy.
- Ale gdzie?
- Mówiłem już, to niespodzianka.- zamknąłem drzwi i oparłem się o tył samochodu. Od czasu do czasu zerkałem na Fran i kilka razy udało mi się przyłapać ją na tym jak na mnie patrzy. Wedy już miałem pewność, że to właściwa dziewczyna. Po niecałych dziesięciu minutach drzwi samochodu ponownie się otworzyły.
- To co, gdzie mnie zabierasz? - usłyszałem anielski głos za plecami.
-Fran!!!
-No dobra, już nie pytam. Ale proszę mów ciszej, bo moja głowa... - dałem jej tylko buziaka w policzek i chwyciłem za rękę. Prowadziłem ją uliczkami Buenos Aires, jak mi się zdaje w kompletnie nieznanym dla niej kierunku. I o to mi chodziło. Spojrzałem na nią, a w jej oczach dostrzegłem błysk ciekawości i jednocześnie prośbę o uchylenie rąbka tajemnicy. Nie mogłem się powstrzymać:
- Wiesz gdzie idziemy?
- Nie. Przecież mi nie powiedziałeś.
- A chcesz wiedzieć?
- Diego!?
- No, spokojnie... To chcesz wiedzieć czy nie? - Fran posłała mi tylko "mordercze" spojrzenie i dała tak namiętnego całusa, że nogi się pode mną ugięły- Rozumiem, że to znaczy tak. A więc, chcę ci pokazać coś wyjątkowego. Miejsce, w które zawsze uciekałem po kłótni z matką, w którym prawdopodobnie spędziłbym tą noc, gdyby nie ty. Ale musisz mi obiecać, że nigdy, ale to nigdy nikogo tutaj nie przyprowadzisz. Sama możesz przychodzić, ale tylko ty. Nie chcę, żeby świat dowiedział się o tym miejscu, jest dla mnie zbyt...- jakby to ująć- nie wiem, zbyt moje, zbyt osobiste. Chcę, żebyś wiedziała, że ci ufam, ale proszę, nie strać mojego zaufania.
- Ale Diego... Wiesz, że nie musisz tego robić. Ja czasem się nie kontroluję i mogę komuś coś powiedzieć, a nie chcę stracić tego co już między nami jest.
- Fran... Uwierz mi, kiedy zobaczysz to miejsce i poczujesz zapach tamtejszego powietrza, z nikim nie będziesz się chciała nim dzielić.
- To dlaczego ty się nim ze mną dzielisz?
- Uważam, że na to zasługujesz. Twoje życie mimo wszystko jest bardzo podobne do mojego. Dziewczyno! Ufam ci, zależy mi na tobie, i chcę, żebyśmy mieli nasz mały skrawek nieba. Tylko nasz. - Fran nic nie powiedziała. Na jej policzku dostrzegłem spływającą łzę. Wiedziałem, że udało mi się przebić przez powłokę twardej i zimnej dziewczyn, prosto do ciepłego, pragnącego miłości serca Francesci, tam gdzie prawdopodobnie nikt jeszcze nie dotarł. Otarłem jej, raz po raz, spływające po policzku łzy. Spojrzałem jej prosto w oczy i mocno przytuliłem.
- Nie chcę cię stracić. Mam wrażenie, że tylko z tobą i tylko przy tobie jestem naprawdę sobą. - nagle i ja poczułem jakieś ukłucie w sercu. W końcu znalazłem kogoś dla kogo warto żyć, kogoś dzięki komu mój świat zyskał cel. Chcę być z Fran i chronić ją. Chcę być jej aniołem. Nawet się nie zorientowałem kiedy i po moim policzku spłynęła łza.
- Diego, coś się stało?
- Ty się stałaś. Wiesz, co... Mimo iż nie pamiętam zupełnie nic z wczorajszej nocy, wiem, że to były najpiękniejsze chwilę mojego życia. Dzięki tobie, aż chce mi się żyć! Ale koniec tych sentymentalnych smutków, za chwilę dojdziemy na miejsce. - i faktycznie, po jakichś piętnastu minutach byliśmy na prawie miejscu.
- Czujesz ten zapach - zapytałem.
- Jest jakiś inny niż zwykłe powietrze, czy to znaczy, że już jesteśmy na miejscu?
- Prawie. - odparłem i zakryłem dłonią oczy dziewczyny. - Nie bój się. Jestem przy tobie. Tylko mi zaufaj a nie pożałujesz. - od mojego "magicznego" miejsca dzieliły nas już metry wystarczyło tylko skręcić w boczną uliczkę. Prowadziłem Fran i czułem, że naprawdę mi zaufała. Zyskałem jeszcze większej pewności, że dobrze robię zabierając ją do mojego "domu".
- Uwaga, stopień! Podnieś nogę. Okay. Teraz druga. A teraz.... Otwieramy oczka... - kiedzy zdjąłem rękę z oczu Fran, ona jeszcze przez chwilę ich nie otwierała.
- Nie bój się. - dodałem i wtedy byłem najszczęśliwszą osobą na ziemi.
- Jezu! Diego! Jesteś najlepszy!! - dziewczyna rzuciła mi się na szyję i dostałem chyba jeszcze bardziej namiętnego całusa niż wcześniej. - Dziękuję. Ale co to za miejsce?
- Jak widzisz... Nie mam pojęcia jak powstało to miejsce, ale widok Buenos Aires w całej okazałości jest wyjątkowy. Trafiłem tu kiedyś przypadkiem, po kłótni z matką i od tamtego czasu to moje schronienie przed światem.
- Musimy być bardzo wysoko... A ty musiałeś mieć ciężkie życie.
- Hah, wysoko jesteśmy... No spójrz tylko w dół. A co do mojego dzieciństwa to... Ehh... No przykra sprawa. Mama pije odkąd pamiętam, a ojciec... Ojciec jest w więzieniu. Nie chcę o nich mówić. Wiesz, zawsze musiałem radzić sobie sam. Nie potrafię powiedzieć, że kocham swoich rodziców, bo tak nie jest. Prawda jest taka, że ja właściwie nie miałem rodziców. Zawsze, wiedziałem, że oni mnie nie kochają, że nie zależy im na mnie. A teraz... Sama widzisz... Matka mnie wyrzuciła, byłbym bezdomnym gdyby nie ty i twoja pomoc. Ale może nie mówmy o tym, cieszmy się tym co jest. Popatrz w jakim cudownym miejscu jesteśmy. I jestem tylko ja i ty. Nikt więcej. W pobliżu nie ma domów. Dlatego to miejsce jest tak wyjątkowe. Nie ma ludzi, i te piękne widoki. A dzisiaj jeszcze ty obok. Chcę się tym nacieszyć. - na policzku Fran znów dostrzegłem łzę. Chwyciłem ją za rękę pociągnąłem ją ze sobą na ławkę, którą tam wybudowałem z kamieni i mocno do siebie przytuliłem. Siedzieliśmy tak milcząc i wpatrując się w nasze miasto. Dawno nie byłem tak szczęśliwy.
- Mogę cię o  coś zapytać?
- Jasne, pytaj śmiało. Odpowiem na wszystkie pytania. - chyba sam nie wiedziałem co mówię. Fran mogła zapytać dosłownie o wszystko a ja zdeklarowałem, że na każde nawet najgłupsze pytanie odpowiem.
- Byłeś kiedyś, no wiesz... Tak prawdziwie zakochany?  - no to mnie zagięła.
- Ja... zakochany? Hmm... Była kiedyś taka dziweczyna... Clara miała na imię. Tyle, że to w przedszkolu było. Jednak wtedy myślałem, że to ta jedyna. Ehh... Bardzo się myliłem.
- Myliłeś się? Co masz na myśli?
- Oh, Fran... Jeszcze wtedy nie znałem ciebie.
- Nie rozumiem.
- Ważne, że ja rozumiem. - uśmiechnąłem się i pocałowałem Fran w nos.
- Wiesz ja całe życie zastanawiałam się, jak to jest być prawdziwie zakochaną. Kocham brata i rodziców na swój sposób, ale mi chodzi o inną miłość. Zresztą wiesz o co mi chodzi.
- Zamknij oczy. -miałem pewien plan, który mógł pomóc Fran zrozumieć co to znaczy być zakochanym. Potrzebowałem jedynie jej zaangażowania.
- Po co?
 - Zamknij oczy. - dobrze, że w miarę szybko uległa bo inaczej miałbym twardy orzech od zgryzienia.
- Co teraz?
- Powiedz mi co czujesz. Ale tak szczerze prosto z serca inaczej się nie dowiesz tego, czego chcesz się dowiedzieć.
-Hmmm... Czuję się szczęśliwa. Jestem wdzięczna losowi, że postawił na mojej drodze wspaniałego mężczyznę, który wie jak mnie rozweselić i po prostu przy mnie jest. - pocałowałem ją w szyję.
- A co czujesz kiedy cię całuję?
- Tam w środku, jakoś tak mi cieplej. Moje serce chyba zrobiło kilka fikołków. Nie chcę żebyś przestawał.
- Jesteś tego pewna? - wiedziałem, że jest ale chciałem to od niej usłyszeć.
- Jestem. Chcę, żebyś minie całował, przytulał, chcę żebyś bawił się moimi włosami i trzymał za rękę. Tak, tego właśnie chcę.
- Doktor od serca, Diego ma diagnozę. Może pani otworzyć oczy. Jest pani zakochana. Na  tym właśnie to polega. Mam nadzieję, że to wszystko co powiedziałaś jest prawdą, bo wiesz... Ja czuję się podobnie. Fran... Zakochałem się w tobie i nic i nikt tego nie zmieni.
- Diego... Ja, ja... - przyłożyłem palec do jej ust.
- Nic nie mów Fran, nic nie mów. - spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, a po chwili nasze usta przylgnęły do siebie w pełnym miłości i namiętności pocałunku.
- Diego, ja myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. To nie może być prawda. To musi być jakiś sen. Proszę cię nie pozwól mi się z niego obudzić. - przyciągnąłem ją do siebie. Nic kompletnie nic nas nie obchodziło. Nie ważne było to, że mimo, że w tamtych okolicach nie ma ludzi w każdej chwili ktoś mógł tam przyjść. Kochaliśmy się jak opętani. Opętani przez miłość. 

*FRAN*
Czas płyną tak szybko. A to naprawdę były najpiękniejsze chwile w moim życiu. Diego jest cudowny, delikatny, nie wywiera presji, a co najważniejsze zaufałam mu. Jest zupełnie inny od chłopaków, których znałam do tej pory. Jemu nie zależy tylko na tym, żeby się ze mną przespać. I mimo iż zrobiliśmy to już dwa razy on wciąż jest przy mnie i stara się jeszcze bardziej. Nie ma pojęcia jak to się stało, ale to właśnie jemu udało się przebić do mojego serca, przez powłokę zimnej i ostrej lafiryndy. Nie potrafię powiedzieć co on we mnie widzi, ale nie chcę tego stracić. Przecież się w nim zakochałam, więc to chyba normalne, że chce z nim spędzać jak najwięcej czasu.
- Diego. Robi się coraz później. Nie wiem, ale może powinniśmy już wracać. Tak bardzo nie chce, ale moi rodzice mogą się trochę martwić.
- Jasne! Ale zanim pójdziemy obiecaj mi jedno. - Diego trochę mnie zaskoczył, o co może chodzić. Nie miałam wyjścia i zgodziłam się.
- Obiecuję, tylko co ci właściwie obiecuję?
- To, że nie wyrzucisz mnie dzisiaj ze swojego pokoju - uśmiechnęłam się tylko. Przecież ja wcale nie miałam takiego zamiaru. Nawet mi to nie przeszło przez myśl. Nurtowała mnie tylko jedna kwestia.
- Ale, Diego, czy to znaczy, że my już jesteśmy parą? To znaczy czy mogę cię oficjalnie nazywać moim chłopakiem?
- Jesteś we mnie zakochana?
- No, tak.
- A ja jestem zakochany w tobie. To chyba mówi samo za siebie. Jesteś najwspanialszą dziewczyną w moim życiu.
- A ty najwspanialszym chłopakiem. To co gotowy? Doprowadziłeś się do porządku? Możemy iść?
- A chcesz?
- Jasne, że nie.
- To czekaj, zaraz coś wymyślimy i wcale nie będziemy musieli wracać. Masz przy sobie komórkę? - Diego znów mnie zaskoczył, nie wiedziałam co myśleć.
- Mam.
- To połącz mnie z twoim tatą i daj mi telefon - co on chciał zrobić. Szczerz to jednak mało mnie to obchodziło, zależało mi tylko na tym, żebym mogła zostać z Diego w tym wspaniałym miejscu. Szybko więc wyjęłam komórkę z kieszeni, wybrałam numer i podałam telefon mojemu chłopakowi.
- Dzień dobry... Tak, tu Diego... Tak ten sam... Tak, Fran jest ze mną... Niech pan się nie martwi... Tak, jesteśmy bezpieczni. Yyyy... nie Fede nie ma z nami... A coś się stało... Aha... Chciał pan tylko sprawdzić czy nie kłamię... Proszę, niech pan mi zaufa... Nie, nie zostanie pan jeszcze dziadkiem spokojnie. A nawet jeśli, to zapewniam pana, że zrobię wszystko, żeby pana córka i nasze dziecko byli bezpieczni... Nie! Nic z tych rzeczy... Ja chciałem tylko powiadomić, że dzisiaj nie wrócimy na noc... Niech pan da mi dokończyć... Nie wrócimy na noc, bo, bo chcę zabrać pańską córkę na wyjątkową kolację, a później mój kumpel powiedział, że udostępni nam na całą noc wesołe miasteczko. Chciałbym spędzić z Francescą jak najwięcej czasu, to wyjątkowa dziewczyna, bardzo mi na niej zależy i nigdy bym jej nie skrzywdził... Naprawdę?... To, dziękuję i do zobaczenia jutro.
- Udało ci się? - byłam bardzo zaskoczona, ale no w sumie ojciec i tak się mną za bardzo nie interesował.
- Mamy całe popołudnie i całą noc dla siebie, tylko dla siebie maleńka. - co za wariat mój wariat. Wskoczyłam mu na kolana i pocałowałam.
- Na prwadę uważasz, że jestem wyjątkowa? - nie trzeba było dużo czasu kiedy nasze ubrania ponownie znalazły się na ziemi. Tak, zakochałam się i dobrze mi z tym.  

_______________
Rozdział jest jaki jest, ale mamy nadzieję, że chociaż części z Was przypadnie do gustu ;)
Aha i serdecznie dziękujemy za ponad 1100 wejść!!! To dla nas zaszczyt, że chcecie czytać te nasze głupoty! Powstał już przynajmniej zarys tego co się będzie działo dalej i mam nadzieję, że mimo szkolnych obowiązków wkrótce pojawi się kolejny 7 już rozdział :D
Buźka :*
Susan

poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział 5.

DAMDAMDAMDAM.... i jest weeeeeejście smoka!! XD witamy po przerwie i dedykujemy to cos ( znaczy moja czesc, ktora jest beznadziejna i przerazajaca pod wzdlegem tego, ze  moja Fran jest puszczalska suka ale ok xD) dla wszystkich pszczołek, biedronek itp, itd xD nwm co mi dzisiaj odwala (dzisiaj? Mi zawsze odwala!) ale rozdzial jest dla kazdego kto wytrwal te przerwe i wytrwa nastepna, ktora pewnie nastapi xD wiec... nie przedluzam i milego czytania ;) ;*
P.S. mozecie hejtowac moja czesc ;))))

*Diego*
Zeszliśmy na kolecję. Nie ukrywam, to była najdziwnejsza kolacja na świecie. Rodzice Francesci, jej brat z żoną i córką, Fran oczywiście no i ja... Byem bardzo spitęty. Czułem się jak piąte koło u wozu, niepotrzebny, niechciany... Nie dawała mi też spokoju sytuacja, która miała miejsce kilkadziesiąt minut temu. Czułem się jak skończony idiota. Niestety chyba jestem kiepskim aktorem,  bo Fede chyba coś zauważył:
- Diego? Wszystko w porządku? Wyglądasz jakoś... Jakoś dziwnie. Dobrze się czujesz?
- Yyyy... Że ja? Aa! Nie no wszystko w porzadku.
- No to dobrze opowiadaj co cię do nas sporwadza.
- Ja... - nie dane mi było dokończyć zdania bo Fran
- Diego, to mój chłopak braciszku - dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała w moim kierunku w taki sposób, że mój żołądek wykonał kilka dobrych fikołków - przyjechał z Meksyku na kilka dni i nie ma się gdzie zatrzymać, dlatego zaprosiłam go do nas. No wisz, żeby nie musiał się po holelach zatrzymaywać. Dom jest duży miejsca starczy dla wszystkich. Prawda tato?
- Oj, Francesco! Moją opinię juz znasz... Mówiłem ci już że jestem za młody na wnuki? Wydaje mi się że tak. Więc dzieci proszę was...Wszystko, wszystko tylko nie...
- Tato nie kończ! - wyrwał się Fede! - Nie przy mojej córce! Hej, ale ty już masz wnuczkę!? - czułem się bardzo dziwnie... Ta "rodzinna'' rozmowa zmierzała w zyłm kierunku.
- Aha! Mam cię! Już mi nie wciśniesz kitu co mi wolno, a czego nie! Dziadkiem i tak już jesteś! - poczułem sie nie swojo, dlatego pociądnąłem Fran za rękę i wyprowadziłem z jadalni.
- Fran? Do czego ty zmierzasz? Co ty chcesz osiągnąć?
- Ej,Diego tylko mi nie mów, że nie chcesz?
- Nie no jasne, że chcę, ale...
- Nie ma żadnego ale! - to wszystko było bardzo dziwne. Fran chyba naprwadę bardzo zależało na tym, żeby się ze mną przespać... Nie wiedziałem co robić. Ona mi się naprawdę podoba, ale nie znam jej na tyle dobrze, żeby się posunąć dalej. Mięczak ze mnie! Nagle poczułem jak Fran łapie mnie za ręke i ciągnie gdzieś na górę. Nie miałem ochoty się przeciwstawiać. Ale wiedziałem, że zanim dojdzie między nami do czego chcę choć trochę lepiej ją poznać.
- No chodź! - pośpieszała mnie dziweczyna.
- Idę, idę. - Fran zaprowadziła mnie na poddasze. Znajdowaliśmy się w pokoju bez okien, ze szklanym syfitem i niebieskimi ścianami. Nie było w nim nic oprócz biórka. Czułem, że że... właściwie to nie wiem co czułem.
- To kiedyś będzie mój pokój. Muszę tylko go urządzić, ale jakoś nie mam czasu. Mam pytanie. Czy twoja wyobraźnia jest na tyle ukształtowana, że jesteś w stanie sobie wyobrazić coś co jest w mojej głowie od dawna, ale nie mogę...
- NIe możesz czego? - byłem mile zaskoczony. Lubię pomagać, a jeśli już chodzi o wyobraźnie to nie mam sobie równych.
- Wiem tylko tyle, że w tym koncie będzie stało moje łóżko. Najlepiej czarne. I tyle koniec. Jakś blokada nie pozwala mi rozplanować położenia innych rzeczy, mebli w tym pomieszczeniu.
- Mogę cię o coś zapytać? - wiedziałem, że Fran się zgodzi ale wolałem się upewnić.
- No, jasne, pytaj.
- Dlaczego chcesz mieć pokój bez okien? Bo wiesz, ja kiedy tu tak stoję, to czuję się jak w jakiejś klatce, bez widoku na świat, widoku na przyszłość, na każdy kolejny dzień. Tak, wiem, brzim to trochę dziwnie, ale właśnie tak się teraz czuję a ty?
- Wiesz, Diego to nie takie proste...- i w tym momencie Fran opowiedziała mi, że ona potrzebuje czasem zamknąć się sama z sobą, odcięta od wszystkiego i od wszystkich, a to wszystko przez to, że jej rodzina (zwłaszcza ojciec) nie okazują jej ani odrobiny zainteresowania. Fede, któr był jej oparciem wyjechał, założył swoją rodzinę, a ona została sama. Zapracowani rodzice, nie zwracają na nią uwagi. Może robić co tylko chce. Ale ona potrzebuje czegoś innego... Ona potrzebuje miłości. Kogoś kto ją pokocha. Tak po prostu, bez zobowiązań. Nie mogłem tego już dłużej słuchać. Przybliżyłem się do niej i objąłem ją ramieniem najczulej jak potrafiłem. Po chwli zorientowałem się, że moja koszulka zrobiła się lekko wilgotna.
- Fran? Ty płaczesz? - w tamtej chwili mój mały świat pękł. Fran płakała! A ja? Ja nie byłem w stanie zrobić nic innego. Chwyciłem ją delikatnie za podbródek, uniosłem jej zapłakaną twarz lekko do góry, spojrzałem jej prosto w oczy. Nie trwało to dłużej niż kilka sekund, bo nasze usta, splotły się w najpiękniejszym i najbardziej namiętnym pocałunku, jaki kiedykolwiek przeżyłem.
- Będzie okay. Fran, będzie okay. Jestem z tobą.
- Wiem. I dziękuję, losowi że postawił mi ciebie na mojej drodze. Jesteś moim aniołem. Dziękuję.
*Francesca*
Nie wiem jak to mozliwe, ale w ramionach Diego zawsze czuje sie bezpiecznie. Wiem, ze on mnie rozumie. Ten pocalunek... byl magiczny. Nie chcialam go konczyc, ale wiedzialam, ze musze. Zeszlismy do mojego pokoju i siedzielismy tam przez kilka godzin. Kolo 20 drzwi sie otworzyly i stanal w nich Fede.
-Ck tak siedzicie?- zapytal.- Idziemy na impreze do Pandemonium. Chcecie isc z nami?
Spojrzalam na Diego, a on pokiwal glowa na znak zgody.
-Spoko, ale musze sie przebrac i zadzwonic do Violi.
-Tylko szybko mala! Ludmila wy iera sukienke, wiec pewnie zdazysz na luzie.- powiedzial i wyszedl z pokoju. Szybko razem z Diego sie przebralismy i po 1h bylismy gotowi do wyjscia. O 22 stanelismy przed wejsciem do klubu. Musze przyznac, ze swietnie sie bawilam. Co prawda wypilam troche za duzo, ale bylo fajnie. Okolo 1 siedzielismy wszyscy przy stoliku, ale moj brat byl tak zajety obmacywaniem swojej zony, ze nie zwracal uwagi na nic. W glowie mi szumialo i nie myslalm jasno. Widzialam, ze Diego tez jest mocno podpity. Nagle poczulam, ze musze sie przewietrzyc, wiec razem z Diego wyszlam z klubu. Stalismy chwile patrzac w gwiazdy.
-Piekne.- powiedzialam w koncu. Diego nic nie mowil tylko pokiwal glowa i objal mnie jedna reka. Poczulam jego dlon na swoim posladku, ale nie przeszkadzalo mi to jakos specjalnie. Wrecz przeciwnie: podobalo mi sie. Lekko odwrocilam glowe w jego strone i nawet nie zauwazylam kiedy  zaczal mnie calowac przygwożdżajac do maski samochodu. Szybkim ruchem wyciagnelam kluczyk z tylnej kieszeni jego jeansow i otworzylam samochod. Bylismy tak pijani, ze doslownie wpadlismy dosrodka. Nie bede opisywac co sie dzialo dalej. Powiem tylko, ze to byla baaardzo ciekawa i bogata w wrazenia noc.
_______________________________
Oto rozdzila 5 xD zboczony i chory, ale zapraszam do komentowania ~Malinka Vilu

sobota, 20 września 2014

Ważne!

No więc sprawa jest taka.... ja i Susan nie mamy zbytnio czasu, żeby napisać rozdział razem (wszystko przez szkołę!!) więc blog zostaje na razie ZAWIESZONY i nie wiem kiedy znowu będziemy pisać ;// od czasu do czasu mogą się pojawić jakieś party lub notki informacyjne, ale na rozdział trzeba będzie dłuuuugo poczekać ;( więc.... żegnam wszystkich, którzy to czytali i mam nadzieję, że gdy już zrobimy wielkie wejście smoka (xD) to jeszcze będziecie chcieli czytać to opowiadanie. Osobiście jest mi bardzo przykro, że musimy zawiesić bloga, bo naprawdę świetnie się bawiłam przy pisaniu tego wszystkiego, ale no cóż... wszystko co dobre kiedyś się kończy. Więc do następnego razu, gdy uda nam się znaleźć czas i wenę żeby napisać rozdział. Mam nadzieję, że to będzie jak najszybciej ;( ~Malinka Vilu

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 4.

Rozdzial 4

FRANCESCA

Gdy tylko przekroczyłam próg usłyszałam ze wszystkich stron okrzyk „NIESPODZIANKA!”. Nie wiedziałam co się dzieje. Moi przyjaciele wyskoczyli zza mebli.
-Ale... z jakiej to okazji?- wydukałam.
Właśnie wtedy zobaczyłam w pomieszczeniu Federico. Nie wiele myśląc rzuciłam mu się na szyję.
-Spokojnie, mała- zaśmiał się.- Udusisz mnie!
Nie chętnie go puściłam.
-Co ty tu robisz? Myślałam, że przyjedziesz dopiero na święta.
-Taki miałem zamiar, ale tak się stęskniłem za moją małą siostrzyczką.
Jeszcze raz go przytuliłam.
-Ale z jakiej okazji to wszystko?- zapytałam Violette, która podeszła do mnie razem z Leonem.
-Z takiej, że jesteś dziewczyną ze snów Diega- zażartował Leon, a twarz Diega momentalnie pokryła się rumieńcem.
-Poważnie pytam- powiedziałam, czując, że się czerwienie. Diego był chłopakiem z moich snów. Dosłownie.
-Fede chciał ci zrobić niespodziankę- powiedziała moja przyjaciółka widząc, że czerwienie się jak burak.
-Fran, chodź ze mną na chwilę do łazienki- dodała po chwili ciągnąc mnie na górę. Gdy weszłyśmy na górę, Viola zaciągnęła mnie do swojego pokoju, zamknęła drzwi i krzyknęła:
-Francesco Cauvigilla! Ty się zakochałaś!
-Ja?- udawałam zdziwienie.
-Tak, ty! I to w dodatku w Diego! A mówiłaś, że nigdy nie zakochasz się w chłopaku z 'niższej półki'- zrobiła w powietrzu cudzysłów. Poczułam, że cała się czerwienie. To prawda. Diego cholernie mi się podoba.
-Nie mam pojęcia co robić- żaliłam się przyjaciółce.- Nigdy wcześniej się tak nie czułam!
Violetta delikatnie mnie przytuliła.
-Będzie dobrze- szepnęła.- Jesteś śliczną i cudowną dziewczyną, a Diego na pewno to zauważy.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuje.- Nie musiałam mówić nic więcej. Violetta doskonale wiedziała o co chodzi.
-Chodźmy- powiedziała podnosząc się z miejsca i pomagając mi wstać. Zeszłyśmy po schodach i na widok tego co zobaczyłam na dole zatkało mnie...

DIEGO


Propozycja Fran, że mogę z nią pójść do Violi lekko mnie zaskoczyła. Naprawdę się tego nie spodziewałem. Nie mogłem zrobić nic innego, musiałem się zgodzić! Poczułem, że moje życie powoli zaczyna biec właściwym torem. Kiedy weszliśmy do środka poczułem się nieco dziwacznie. Stałem jak jakiś debil pod ścianą i nie odzywałem się za bardzo. Nie miałem pojęcia, że Francesca ma brata! byłem jeszcze bardziej oszołomiony! Chciałem nawet wyjść, ale w drugiej części pokoju dostrzegłem, moją dobrą przyjaciółkę, Cami. Podszedłem i przywitałem się:
- Cześć Cami!
- Diego?! Cześć! Co ty tu robisz?! Ile my się nie widzieliśmy, co u ciebie słychać?
- Haha spokojnie Cami! Nie tak szybko!
- No, wiem, sorki! Ale stęskniłam się! - i nie wiedzieć kiedy dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Nie ukrywam, że było to bardzo miłe.... Dawno nikt mnie nie przytulał... W oddali, a właściwie w drugim końcu pokoju dostrzegłem Fran. Patrzyła na nas (na mnie i Cami). Ale to nie było zwykłe spojrzenie. Nie wiem co miała w tych oczach, ale mimo iż byliśmy daleko od siebie, czułem, że gdzieś w głębi serca, jest chyba troszeczkę zazdrosna. Moje spostrzeżenia, okazały się trafne, bo po chwili usłyszałem jej anielski głos:
- Diego, Cami to wy się znacie?
- No, tak. Znamy się od zawsze. Diego był, i nadal jest moim przyjacielem! Nie widzieliśmy się dobre trzy miesiące! Mam mu tyle do opowiedzenia! Więc jeśli nie masz nic przeciwko...
- Tak, jasne! Już mnie nie ma! - Fran przerwała Cami. W jej głosie wyczuwałem coś, czego nie potrafię określić słowami... Źle się z tym poczułem.
- No więc słuchaj, w zeszłym miesiącu... - Camila coś tam mówiła, mówiła, a ja jej nie słuchałem. Od czasu do czasu tylko przytaknąłem. Moje myśli wciąż krążyły wokół głosu Fran. Nie mogłem się skupić. W końcu stwierdziłem, że lepiej będzie jak wyjdę. Przeprosiłem Cami, powiedziałem, że zadzwonię i się umówimy to mi wszystko opowie. Poszedłem pożegnać się z Leonem i Violettą. Na końcu poszedłem podziękować Fran, za to, że mnie tu zabrała, za to, że mogłem znów spotkać Cami. Dodałem jeszcze jak jakiś debil, że mam nadzieję że jeszcze się zobaczymy. To było takie bezsensu! Po pożegnaniu wyszedłem i ruszyłem uliczkami Buenos Aires w kierunku mojego "domu". Kiedy dotarłem nie mogłem uwierzyć własnym oczom!! Przed drzwiami stała spakowana walizka! MOJA WALIZKA! Ale ja nigdzie nie wyjeżdżam? Co to ma znaczyć?! Wszedłem do środka i już od progu usłyszałem głos "matki"
- Co ty tu robisz? WYNOCHA!!! To mój dom! Wynoś się! - czułem, wyraźnie czułem, że ta kobieta ostro przeholowała z alkoholem! Cholerna alkoholiczka!! Dlaczego to musi być moja matka?? Nic jej nie odpowiedziałem, tylko zabrałem walizkę i poszedłem... Nie wiem gdzie chciałem dojść... Po prostu szedłem! Miałem nadzieję, że będę mógł przenocować u Leona. Nagle ją ujrzałem. Szła w moim kierunku. Gdy tylko mnie zobaczyła, pomachała. Odwzajemniłem to uśmiechem. Po chwili już rozmawialiśmy:
- Diego? Walizka? Wyjeżdżasz gdzieś?
- Oh, chciałbym uwierz mi chciałbym.
- To po co chodzisz z walizką?
- Yyy... Mogę być szczery?
- Dawaj!
- No, to matka mnie z domu wywaliła! - spojrzałem na Fran, a później mój wzrok utkwił w chodniku.
- No co ty? Żartujesz??
- Nie. Czy ja wyglądam jakbym żartował? Wiesz co, muszę już iść. przepraszam.
- A dokąd pójdziesz? -spodobało mi się to, że czułem (a może miałem takie wrażenie), że Fran się o mnie troszczy i zależy jej na mnie.
- Nie mam zielonego pojęcia... Może u Leona, albo u Cami...
- Możesz przenocować u mnie. - Fran nie dała mi dokończyć, a jej propozycja zaskoczyła mnie chyba bardziej niż gdyby w środku lata spadł śnieg.

FRANCESCA

Wiem, że to głupie, że zaprosiłam do swojego domu obcego faceta. Ale jak go zobaczyłam na ulicy z tą walizką to... sama nie wiem. Coś kazało mi zaproponować mu nocleg. Przekroczyliśmy próg, a Diego głośno wciągnął powietrze na widok wnętrza villi.
-Tato!- krzyknęłam zamykając za nami drzwi.
-Jestem w gabinecie!- usłyszałam odpowiedź.
Pociągnęłam Diego w stronę podwójnych drzwi.
-Tato, to jest Diego. Mój...yyy.... mój chłopak.- Nie wiedziałam jak Diego zareaguje na to kłamstwo.- Przyjechał na kilka dni z Meksyku. Może się u nas zatrzymać?
Tata podniósł w wzrok znad sterty papierów i zmierzył Diego spojrzeniem.
-Córeczko, jeśli chcesz twój kolega może zostać, ale ponieważ przyjechał Federico nie mamy wolnych pokoi.
Zacisnęłam zęby.
-Może spać ze mną- powiedziałam, zanim zdążyłam się rozmyślić.
Tata uniósł brew.
-W takim razie w porządku. Tylko pamiętaj: jestem za młody na wnuki!
Westchnęłam i pociągnęłam mojego towarzysza po schodach do mojego pokoju.
-Fran, jestem ci bardzo wdzięczny, ale naprawdę nie musiałaś- powiedział Diego, kiedy zamknęłam drzwi.- No bo gdzie będę spał?
-Jak to gdzie? Ze mną.
Chłopak wyraźnie się zarumienił
-Z ttobą?- zaczął się jąkać.
-No chyba, że nie jestem dla ciebie wystarczająco atrakcyjna...- rzuciłam niby od niechcenia.
Teraz już naprawdę zabrakło mu słów
-Francesco, jesteś naprawdę piękną dziewczyną, ale my się prawie w ogóle nie znamy!
-To dla ciebie problem?- Podeszłam bardzo blisko niego i położyłam mu rękę na piersi. Stanęłam na palcach i powoli, bardzo powoli złączyłam nasze usta w pocałunku. Diego objął mnie w talii, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Całowalibyśmy się pewnie dłużej, ale ktoś zapukał do drzwi i rozległ się głos naszej gosposi:
-Kolacja za 15 minut!
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Diego odwrócił wzrok, a ja przygryzłam wargę. To niewątpliwie był najlepszy pocałunek w moim życiu. 
_________________________________________________________________________
Coż... to nie wątpliwie jest dość dziwny rozdział xDD  i chyba najdłuższy ze wszystkich ;) no to... zapraszam do komentowania i licze, że Susan nie zbije mnie za zakończenie, ale ja po prostu musiałam dać tam beso Diecesci <3~Malinka Vilu
 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 3.

Rozdzial 3


Diego


Obudziłem się około dwunastej. Byłem bardzo szczęśliwy. Śniła mi się ona! To był najpiękniejszy sen... Zaczęło się od tego, że Leon zaprosił mnie na urodziny Violetty. To była impreza mojego życia. To właśnie na niej pojawiła się ona. Miała na imię Francesca i była przyjaciółką dziewczyny mojego kumpla. Wyglądała cudownie. Lepiej niż wtedy gdy widziałem ją w parku. Jej głos... On był jak, jak najpiękniejsza melodia. Założę się że dziewczyna ma coś wspólnego z muzyką. Nie chciałem wstawać z łóżka, ale głód był silniejszy. Poszedłem do kuchni i wyciągnąłem z szafki dwie lekko zeschnięte kromki chleba. Wyjąłem z lodówki biały serek i zjadłem to co sobie przygotowałem. Kiedy kończyłem usłyszałem pukanie do drzwi. To był Leon... Wyciągnął mnie z domu do jakiejś knajpy. Było całkiem miło. Taki niespodziewany męski wypad.
- Leon, wiesz mów co chcesz, ale miałem bardzo dziwny sen... Śniło mi się, że zaprosiłeś mnie na urodziny Violi i była mega impreza, mnóstwo fajnych ludzi no i taka śliczna brunetka... Jak ona miała na imię? No cholera! Jeszcze przed chwilą wiedziałem!
- Francesca?
- Tak, właśnie ona... Ej, ale zaraz?! Skąd ty wiesz jak miała na imię dziewczyna z mojego snu?!
- Diego?! Czy ty masz jakieś zaniki pamięci czy to po prosty kac? Hę?
- Leon, o czym ty mówisz? Nie ogarniam...
- O Boże! Ta impreza, Francesca to nie był żaden sen!!! To rzeczywistość! To wszystko wydarzyło się na prawdę! - zamurowało mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć... Może ta cała impreza wydawała się tak nie realna, że mój umysł sprawił, że rzeczywistość stała się najpiękniejszym snem.
- Nie! To nie możliwe! Co ty mówisz!? Jak? I dlaczego nic nie pamiętam?
- Chłopie! Weź się ogarnij! Pierwszy raz widzę, żebyś miał, aż takiego kaca! - Leon chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zadzwonił telefon. To najprawdopodobniej była Viola. Chyba chciała, żeby do niej pojechał, bo Leon natychmiast zabrał swoją kurtkę i wyszedł bez słowa. Może stało się coś złego? A może Vilu chciała tylko, żeby Leon po prostu do niej przyjechał? Nie wiem. W każdym razie zostałem sam. Nagle poczułem, że brakuje mi czegoś. Jakbym zgubił część mnie i nie potrafił jej odnaleźć. Nie miałem ochoty już dłużej siedzieć w tej knajpie więc wyszedłem i ruszyłem w kierunku... W kierunku miejsca gdzie Ją widziałem. Idąc tak alejkami Buenos Aires nie mogłem zebrać myśli. Ciągle próbowałem sobie przypomnieć skąd znam tę dziewczynę. Byłem tak zajęty myśleniem o niej, że nawet nie zorientowałem się kiedy usiadłem na ławce, na której siedziała Ona, kiedy widziałem ją po raz pierwszy (chociaż wiem, że znałem ją już wcześniej). Siedziałem tak dobre dwie godziny i wpatrywałem się w twarze przechodniów. Wciąż miałem nadzieję, że zobaczę tę śliczną, filigranową brunetkę. Niestety, dzisiaj nie miałem szczęścia. Minęło mnie kilka tysięcy różnych twarzy, ale żadna nie była Jej twarzą. Nie miałem ochoty
już tam siedzieć więc ruszyłem w drogę powrotną do domu.

FRANCESCA

Obudziłam się rano w szampańskim nastroju. Wstałam i zjadłam śniadanie, które przygotowała gosposia. Rodziców oczywiście nie było w domu. Gdy się ubrałam i umalowałam była już 13. Postanowiłam, że się przejdę. Chodziłam uliczkami Buenos Aires bez żadnego konkretnego celu. Dopiero gdy usłyszałam bicie zegara na ratuszu zorientowałam się, że jest już 16.
'Czas wracać do domu' pomyślałam. Zawróciłam więc i ruszyłam do villi moich rodziców. Gdy przechodziłam przez park dostałam SMS-a od Leona: „Fran, możesz przyjechać do Violi? Źle się czuje, a ja nie mam pojęcia co jej jest. Szybko.” Byłam tak zajęta zamartwianiem się o przyjaciółkę, że nawet nie patrzyłam gdzie idę. Po prostu szłam przed siebie, aby jak najszybciej dostać się do domu Violi. W pewnym momencie wpadłam na kogoś. Moja pupa biegła właśnie na bliskie spotkanie z chodnikiem, gdy ktoś złapał mnie w talii. Spojrzałam na swojego wybawce i mimowolnie się uśmiechnęłam. To był Diego- chłopak z imprezy urodzinowej Violi.
-I znów się spotykamy- zaśmiał się.- Miło cię znowu zobaczyć, Francesco.
-Mi również, ale byłoby milej gdybyś postawił mnie na ziemi!- Uśmiech spełzł mu z twarzy.
-Przepraszam.
-Żartowałam. Absolutnie nie przeszkadza mi, że mnie obejmujesz.- Chłopak znów się uśmiechnął i puścił mnie.
-Dokąd się tak spieszysz?- zapytał.
-Leon prosił żebym przyjechała, bo Viola jest chora.
Diego zmarszczył brwi.
-Co jej się stało?
-W tym problem, że nie wiem. I Leon też nie. Jak chcesz możesz jechać ze mną.
Pokiwał głową i pobiegliśmy w stronę postoju taksówek. Gdy przejeżdżaliśmy koło apteki wpadłam na pomysł. Kazałam taksówkarzowi się zatrzymać i poszłam kupić... test ciążowy. Gdy wróciłam, Diego popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Test ciążowy? Naprawdę?
Mimowolnie zachichotałam.
-Cóż... nie wiem jak ty, ale ja straciłam ich w oczu na imprezie.
Chłopak też się zaśmiał, a za chwilę oboje pokładaliśmy się ze śmiechu. Nawet nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy na miejsce.
-Violu!- krzyknęłam od progu.- Mam coś dla ciebie!
_________________________________________________________________________
A oto rozdział 3! Zobaczymy co wymysli Susan.... moze Vilu bedzie miala niespodzianke? xD zapraszamy do komentowania ;*~Malinka Vilu


środa, 20 sierpnia 2014

One Shot: Leonetta.

Zamówienie dla Gabrysi ;* dziękuje Słońce, że jesteś <3

ONE PART: LEONETTA

Jeszcze jedno pociągnięcie błyszczykiem i... GOTOWE! Spojrzałam nerwowo na zegarek. Jeszcze pół godziny. Pół godziny do najwspanialszej randki w moim życiu! Cóż... właściwie to nie randka. Idziemy razem na imprezę urodzinową jego kuzynki, a mojej najlepszej przyjaciółki. Okłamałam go, że zepsuł mi się samochód, dlatego zgodził się mnie podwieźć. A ja zamierzam wykorzystać okazję. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam na dół, za nim tata zdążył dobrać się do mojego Gościa. Boże, dlaczego on jest taki idealny?! Znaczy nie mój tata tylko mój Gość. Chodzący ideał.
-Cześć. Ładnie wyglądasz- powiedział.
-Hej. Ty też. Znaczy, nie ładnie, tylko... przystojnie!- Co ja wygaduje?! On naprawdę dziwacznie na mnie działa! Mój Gość- który miał na imię Leon- uśmiechnął się.
-Chyba trochę się denerwujesz- zauważył. Ale on spostrzegawczy! Byłam kłębkiem nerwów!
-Może trochę- odpowiedziałam.- Fran jest wymagającą solenizantką.
-W tym się z tobą zgodzę. W zeszłym roku rzuciła mną o stolik z przekąskami, bo kupiłem jej złotą bransoletkę, która nie pasowała do kolczyków od ciebie.
Mimowolnie uśmiechnęłam się, przypominając to sobie.
-To... jedziemy?- zapytałam w końcu.
-Jasne.- Posłał mi swój cudowny uśmiech i poszliśmy do samochodu.

***


Gdy jechaliśmy do domu Francesci nie mogłam uwierzyć, że ja, Violetta Castillo, znajduję się w jednym samochodzie z największym ciachem w całej szkole! Leon spojrzał na mnie.
-Dlaczego się tak na mnie patrzysz?- zapytał z krzywym uśmiechem.
-Yyyyy....- nie wiedziałam co mu odpowiedzieć żeby nie zrobić z siebie totalnej idiotki, ale na szczęście dojechaliśmy na miejsce. Z ulgą wyskoczyłam z samochodu i poleciałam do drzwi. Od razu wyściskałam Fran i dałam jej prezent. Leon szedł tuz za mną, ale uciekłam zanim zdążył złożyć życzenia kuzynce. Szłam właśnie w stronę Ludmiły, gdy usłyszałam głośny plusk. Obróciłam się szybko i musiałam zdusić śmiech na widok Leona w basenie. Jak sądzę Francesce nie podobał się prezent. Podeszłam na skraj basenu.
-Z czego się śmiejesz?- zapytał zły Leon. Zakryłam usta ręką próbując powstrzymać śmiech.
-Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu!- Chwycił mnie za kostki i wciągnął do basenu.
Usłyszałam głośny śmiech osób dookoła.
-Czemu to zrobiłeś?!- krzyknęłam ze śmiechem.
Leon podpłynął do mnie i ochlapał mnie wodą.
-Za to, że się ze mnie śmiałaś.- Mimo, że byłam cała mokra, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Podpłynęłam do brzegu, a Fran pomogła mi wyjść. Leon wdrapał się na brzeg tuż za mną.
-Chodźcie. Dam wam coś na przebranie- powiedziała Francesca uśmiechając się. Poszliśmy za nią do jej pokoju. Ja dostałam czarną sukienkę w czerwone serduszka, a Leon jakieś swoje ubrania, które zostawił kiedyś w domu kuzynki.
Poszłam do łazienki się przebrać. Gdy wróciłam Leon też już był gotowy.
-Wyglądasz w tej sukience dużo lepiej niż Fran- powiedział.
Poczułam jak na moich policzkach wykwita rumieniec.
-Dzięki, ale lepiej nie mów tego Fran.- Leon uśmiechnął i podszedł do mnie. Przez jedną szaloną chwilę myślałam, że mnie pocałuje. Ale on tylko chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Myślałam, że wracamy na imprezę, ale chłopak pociągnął mnie do ogrodu. Spacerowaliśmy po brukowanych alejkach wpatrując się w gwiazdy. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że ciągle trzymamy się za ręce. Absolutnie mi to nie przeszkadzało. Gdy doszliśmy do małego stawku, Leon spojrzał mi w oczy. On ma piękne oczy. Ciemne, które mają w sobie taką głębię.
-Violetto...- zaczął, ale przerwałam mu.
-Kocham cię.- Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam, ale chłopak nie potrzebował już żadnej zachęty. Pochylił się i delikatnie musnął moje usta swoimi. Objęłam go za szyję i pogłębiłam pocałunek. Nie wiem jak długo tak staliśmy, nie zwracając uwagi na otoczenie, ale na pewno był to najcudowniejszy dzień mojego życia. Następnego dnia po szkole rozniosła się plotka o tym, że jesteśmy razem. I tak już zostało.

***

Od tamtego dnia minęło 25 lat, a ja ciągle czuję te magię. Mimo, że minęło już tyle czasu ja ciągle kocham Leona tak samo. I tak już pozostanie do końca.
_________________________________________________________________________\
Ta miniaturka to kompletna klapa ;( przepraszam bardzo Gabrysie za to ze tak spierdzieliłam Leonette ;( mam nadzieje ze mi to wybaczysz ;/~Malinka Vilu

niedziela, 17 sierpnia 2014

One shot: Fedecesca.

One shot na zamówienie Kingi ;*

ONE SHOT: FEDECESCA

Ból. Ból miesza się z radością. Czuję nieodpartą radość, która znowu staje się potwornym bólem. Biegnę przed siebie. Czuję, że moje płuca wysiadają, a nogi są ja z waty. Czuję, że nie dam rady dalej biec. Gdy ostatkiem sił wdrapuję się na drzewo...budzę się. To się ciągle powtarza. Nikt mi nie wierzy. Wszyscy spiskują przeciw mnie. Lekarze mówią, że to nie dzieję się naprawdę, ale ja wiem swoje. Inni mnie nie rozumieją. Słyszę otwierające się drzwi. Chowam się pod kołdrę. Przyszli. Będą faszerować mnie tabletkami i wmawiać, że jestem bezpieczna. Łzy mimowolnie ciekną po moich policzkach. Czuję, że ktoś gładzi mnie po włosach. Powoli zsuwam kołdrę z twarzy. Widzę twarz lekarza. Jest nowy. Nie ma przy sobie tabletek. Patrzę na jego twarz. Jego oczy są czekoladowe. Przypomina mi się jak byłam małą dziewczynką. Mama brała mnie na kolana i dawała czekoladę. Wtedy we wspomnienia wdziera się coś innego... mrocznego. Obraz ojca, który tamtego dnia wszedł do kuchni i.... i.... Nie mogę! Nie potrafię!
-Spokojnie, Francesco.- Głos lekarza jest spokojny i łagodny.- Spokojnie.
Jego obecność działa na mnie kojąco.
-Kkim jesteś?- pytam.
-Mam na imię Federico. Będę cię odwiedzał, a ty będziesz mi mówiła jak się czujesz, dobrze?
Kiwam głową.
-Jesteś lekarzem?-pytam.
-Nie zupełnie- odpowiada.- Jestem stażystą.
-Będziesz dawał mi tabletki?- Widzi mój strach.
-Nie- uśmiecha się.- Będę tylko z tobą rozmawiał.
-Będziesz próbował mi wmówić, że nic mi nie grozi? Że jestem bezpieczna?
Wyciąga do mnie rękę. Z wahaniem chwytam jego dłoń.
-Nikt nigdy nie jest całkiem bezpieczny. Nie będę cie oszukiwał.- Delikatnie gładzi moją dłoń. Odprężam się. Czuje się bezpieczna. Po raz pierwszy od czasu... Wyrywam dłoń z jego uścisku. Po moich policzkach znów zaczynają płynąć łzy. Federico nic nie mówi, tylko siada na łóżku obok mnie i obejmuje ramieniem.
-Powiesz mi co się stało?- pyta.
Kręcę głową. Nie jestem gotowa, żeby o tym mówić. Ale on rozumie. Delikatnie mnie przytula. Stara się pocieszyć, rozbawić. W końcu proponuje spacer. Dawno nie wychodziłam z pokoju. Nie pamiętam już nawet jak wygląda niebo. Powoli podnoszę się z łóżka. Podchodzę do drzwi. Blask słońca mnie oślepia. Spacerujemy. Mijają godziny, a my ciągle przechadzamy się po ogrodzie. W końcu siadamy na małej drewnianej ławeczce. Kątem oka obserwuje chłopaka. Jest przystojny. Biorę głęboki oddech i mówię:
-Miałam 10 lat.- Federico od razu wie, o co mi chodzi.- Siedziałam z mamą w kuchni. Kiedy tata wrócił do domu wiedziałam, że coś jest nie tak. Był zdenerwowany. Powiedział, że musimy wyjechać. Wtedy zadzwonił dzwonek. Mama kazała mi się schować. Usłyszałam strzał. Później następny. I jeszcze jeden. Było strasznie głośno. Słyszałam krzyk i huk przewracanych mebli. Wyszłam ze swojej kryjówki dopiero kilka godzin po tym jak wszystko ucichło. Zabili ich. Zabili ich wszystkich. Nawet mojego psa. Następnego dnia znaleźli mnie sąsiedzi. Płakałam, siedząc na środku zdemolowanego salonu. Od tamtej pory tu jestem. Minęło już 15 lat, a ja ciągle boję się, że oni po mnie wrócą.
-To normalne- mówi.- Normalne, że się ich boisz.
-Inni tak nie uważają.
Chłopak przysuwa się do mnie.
-Przy mnie nic ci nie grozi. Obiecuję.- Całuję mnie. Jestem pewna, że już nic nie może zniszczyć mojego szczęścia.

***


Myliłam się. Coś jednak mogło zniszczyć moje szczęście. Wyszłam ze szpitala, bo dzięki Federico poczułam się bezpieczna. Ale mój najgorszy koszmar się spełnił. Znaleźli mnie. Ale to Federico zabili. Od jego śmierci minęły 2 lata. Każdego dnia myślę o tych ludziach. Chcę żeby mnie znaleźli. Skończyli moje męki. Odebrali mi każdego, kogo kochałam. Nie mam po co żyć. Czuje, że ktoś za mną stoi. Odwracam się powoli. Widzę mężczyznę w czarnej kominiarce. Wiem, że po mnie przyszli. Słyszę huk wystrzału. Później jest już tylko ciemność...

__________________________________________________________________________
A oto zamówienie dla mojej kochanej Kingi ;* mam nadzieje ze psychopatyczny kryminał sie spodoba ;*~Malinka Vilu

sobota, 16 sierpnia 2014

One Shot: Leonetta. Gwiazdy.

Tego One Shota dedykuję mojej Bliźniaczce, Roksanie! Kocham cię i dziękuje za to, że motywujesz mnie do pisania <3

ONE SHOT: LEONETTA
Gwiazdy

Patrzyłam w lustro. Przyglądałam się mojej twarzy. Była... zwyczajna. Tak. Zwyczajna to dobre określenie. Nie jestem brzydka. Ale ładna też nie. Jestem jak jabłko. Zupełnie przeciętna. Chodzę do 3 klasy liceum. Nie należę do tych popularnych, ale nie jestem tez całkiem ignorowana. Jestem...
-Uważaj, jak łazisz!!- Głos wyrwał mnie z rozmyślań.
-Przepraszam- szepnęłam. No tak. Nie wspominałam przecież, że jestem wręcz absurdalnie nieśmiała. Zwłaszcza gdy rozmawiam z popularnymi. Zwłaszcza gdy słyszę Głos. Właściciel Głosu jest wprost niewyobrażalnie cudowny! Ciemne oczy, dołeczki w policzkach i te włosy, które zawsze pozostają w dokładnie rozplanowanym „nieładzie”. Podoba mi się od kiedy skończyłam 8 lat. Ale ma dziewczynę. A poza tym Leon Verdas to zupełnie nie moja liga!
-Nic się nie stało, Violetto.- Czy mi się wydaje, czy on zna moje imię? Nie. To nie możliwe, żeby Leon Verdas wiedział kim jestem. Już miałam go wyminąć i iść dalej, ale złapał mnie za nadgarstek.
-Idziesz dzisiaj na imprezę? U Francesci?- zapytał.
Pokręciłam przecząco głową:
-Nie zaprosiła mnie.- Francesca to kuzynka Leona. Podobno robi najlepsze imprezy w całej szkole. Nie wiem. Nigdy na żadną mnie nie zaprosiła.
-Dziwne- Leon zmarszczył brwi.- Porozmawiam z nią. Jak chcesz możesz pójść ze mną.- Uśmiechnął się asymetrycznie.
-Z tobą? Lara nie będzie zła?
-Nie jesteśmy już razem.
-Oh.- Zaniemówiłam. To znaczy, że Leon jest wolny?- Bardzo mi przykro.
-A mnie nie. Nie dogadywaliśmy się już od dłuższego czasu. To... idziesz ze mną na imprezę do Fran?
Udałam, że się zastanawiam.
-Chętnie bym poszła, ale moje przyjaciółki będą złe, że poszłam bez nich na imprezę.
-Możesz je zaprosić. Im więcej osób tym lepiej. Wpadnę po ciebie o 7. Bądź gotowa- mrugnął do mnie i odszedł, zostawiając mnie oniemiałą na środku korytarza. Czy on właśnie zaprosił mnie na randkę? Aaaaaaaaa!! Muszę zadzwonić do Camili!

***

Leon przyjedzie z pół godziny. Muszę wyglądać idealnie. Jeszcze ostatnie poprawki i będę gotowa. Wstałam od toaletki i założyłam wcześniej wybraną sukienkę.
Popatrzyłam w lustro. Wyglądałam naprawdę ładnie. Ja, „jabłko”, wyglądałam ładnie! Rozległ się dzwonek do drzwi. Szybko pobiegłam na dół, żeby otworzyć. W drzwiach zobaczyłam Leona. Uśmiechnął się na mój widok.
-Wyglądasz ślicznie- powiedział i podał mi rękę. Chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i poszliśmy do samochodu.

-Wow.- To jedyne co udało mi się wykrztusić, kiedy zobaczyłam jego auto.
-Prawdziwy diabeł*- zażartował Leon.- Zasłużył na swoją nazwę.
Otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam ostrożnie, żeby nic nie zepsuć. Jeszcze nigdy nie jechałam tak drogim samochodem.
-Gotowa?- zapytał mój towarzysz zajmując miejsce kierowcy.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego. Chłopak wcisnął pedał gazu i z piskiem opon ruszyliśmy na imprezę. Po 5 minutach byliśmy na miejscu. Dom Francesci był niesamowity.

-Hej!- usłyszeliśmy gdy tylko wysiedliśmy z samochodu.
-Cześć, mała- odpowiedział Leon i przytulił kuzynkę.
Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Cześć- przywitałam się.- Jestem Violetta.
-Wiem jak masz na imię!- Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.- Zapraszam do środka!
Razem z Leonem weszliśmy do środka za Francescą. W środku było pełno ludzi. Chciałam znaleźć Camilę i Naty, ale Leon pociągnął mnie na parkiet. Tańczyliśmy do długiej, powolnej piosenki. Położyłam mu głowę na ramieniu, a on objął mnie w tali. Było cudownie. Kątem oka dostrzegłam, że Francesca przygląda się nam z uśmiechem na twarzy.

***

Przetańczyliśmy cały wieczór. Kiedy o 1 w nocy siedziałam obok Leona w jego Lamborghini byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Chłopak objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem- szepnął.
Jeszcze długo siedzieliśmy objęci, wpatrując się w gwiazdy, zanim nastał świt, a Leon pochylił się i mnie pocałował.

_________________________________________________________________________
 * samochód to lamborghini diablo
TAM TAM TAM TAM!!  Oto mój pierwszy One Shot!! Mam nadzieję, że się spodoba ;*
~Malinka Vilu

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 2.

Ten rozdział dedykujemy naszym kochanym: Gabrysi, Laurze, Roksanie i Kindze! Dziękujemy, że nas wspieracie i czytacie nasze wypociny ;*



ROZDZIAŁ 2

FRANCESCA

Cicho otworzyłam drzwi domu. Tak właściwie to villi. Chciałam przejść do pokoju niezauważona, ale oczywiście musiałam się potknąć na schodach.
-Francesco!- dobiegł mnie z gabinetu głos ojca.- Chcę z tobą porozmawiać!
Westchnęłam i ruszyłam na spotkanie z facetem, który kompletnie nie miał pojęcia o moim życiu.
-Coś się stało, tatusiu?- zapytałam przesłodzonym tonem.
-Nie podobało mi się twoje zachowanie przy śniadaniu.- Nazwałam go nieczułym draniem, który bardziej dba o interesy niż o własną córkę i oblałam sokiem, ale to chyba normalne? W końcu mam 19 lat i- jak twierdzą psychologowie- przeżywam okres buntu.
-Wiem, tatusiu. Po prostu stresuje się urodzinami Violi. Wcale tak nie myślę.- Kłamałam mu w żywe oczy. Ale co miałam zrobić? Znów go obrazić i nie pójść do klubu ze znajomymi? Już wolałam go przeprosić.
Ojciec przyglądał mi się przez chwilę. W końcu westchnął i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Baw się dobrze.- Już miałam odejść, ale zatrzymał mnie jego głos.- Tylko pamiętaj: nie chce jeszcze zostać dziadkiem!
Przewróciłam oczami i poszłam szykować się na imprezę.

DIEGO

- DIEGO!!- krzyknęła moja matka - Ktoś do Ciebie!
- Pomoc społeczna? – odburknąłem.
- Nie, to ja! - natychmiast podniosłem się z łóżka.
- O! Cześć Leon! Co ty tu robisz?
- No mam do ciebie sprawę! - kumpel uśmiechnął się i usiadł na łóżku.
- O co chodzi?
- Czy nie miałbyś ochoty gdzieś dzisiaj wyjść? Konkretnie mam namyśli imprezę urodzinową mojej dziewczyny. Poprosiła mnie, żebym przyprowadził dobrego znajomego i od razu pomyślałem o tobie. Vilu ma przyprowadzić ze sobą jakąś koleżankę. To co? Wchodzisz w to? - byłem mile zaskoczony propozycją Leona, rzadko zdarzało się tak, żeby ktoś mnie gdzieś zapraszał. Ale na Leo zawszę mogę liczyć. Znamy się od podstawówki i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Jest naprawdę dobry kumplem
- Bardzo chętnie, ale obawiam się, że nie będę dobrze wyglądał w towarzystwie bogatych ludzi. Ja nawet nie mam się w co ubrać!
- O to się nie martw. Już o tym pomyślałem i znalazłem dla nas całkiem niezłe ciuszki w całkiem niezłej cenie! - nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. Po chwili obaj tarzaliśmy się po podłodze ze śmiechu.
- To co… ja idę po ubrania dla ciebie, a ty szykuj fryzurę. - uśmiechnąłem się do kumpla i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, wymyłem zęby i nałożyłem trochę żelu na włosy. Potrzebowałem się rozerwać i akurat trafiła się okazja. W chwili, kiedy skończyłem układać włosy ktoś zapukał do łazienki.
- Tu masz ubrania. Ja też lecę się szykować! Do zobaczenia. - kiedy otworzyłem drzwi Leona już nie było. Zobaczyłem tylko torbę. Zabrałem ją i ubrałem się. Muszę przyznać, że mój kumpel ma gust i szczęście w łapaniu dobrych okazji.
_ Wyglądam całkiem spoko. - powiedziałem do siebie i w tej chwili na mojej twarzy pojawił się zawadiacki uśmieszek. Byłem gotowy!





FRANCESCA

Długo zastanawiałam się co na siebie włożyć. W końcu wybrałam różowo-czarną sukienkę i różowe buty na obcasach.


Telefon i klucze schowałam do kopertówki i zeszłam do garażu. Wsiadłam do samochodu


i ruszyłam w stronę domu Violi, żebyśmy razem mogły pojechać do klubu. Po 10 minutach byłam na miejscu. Violetta już czekała na mnie na podjeździe. Wyglądała ślicznie. Miała na sobie jasno różową sukienkę i buty na obcasie.


-Hejka, Fran!- krzyknęła wsiadając do samochodu i całując mnie w policzek.- Gotowa na najlepszą imprezę wszech-czasów?- Uśmiechnęłam się. Viola była strasznie podekscytowana tym wyjściem. Od tygodnia nie gadała o niczym innym tylko o tym, że to będzie „najlepsze party ever”. Wcisnęłam pedał gazu i z piskiem opon ruszyłyśmy w stronę klubu.

DIEGO

- Diego! Chodź już! - usłyszałem głos przyjaciela za oknem. Czym prędzej poderwałem się z kanapy, założyłem buty i już mnie nie było. Do klubu, w którym odbywała się impreza mieliśmy jakieś 30 minut piechotą. Nie spieszyło nam się. Mieliśmy jeszcze jakieś 50 minut do rozpoczęcia imprezy, więc szliśmy bardzo wolno. Kiedy zbliżaliśmy się do klubu Leon powiedział:
- Gotowy na imprezę życia?
- Oczywiste! - po czterdziestu minutach doszliśmy na miejsce. Zebrało się już sporo ludzi, ale Violetty jeszcze nie było. Chwilę później dostrzegłem piękny samochód a w nim Violę i... Nie to nie mogła być prawda... To była ona. Śliczna dziewczyna z parku. Nadal nie wiem skąd ją znam, ale już ją gdzieś widziałem jestem tego pewny. Szczęśliwy Leon podbiegł do swojej dziewczyny i pocałował ją w policzek.
- Wszystkiego najlepszego skarbie!
- Dziękuje! - powiedziała Viola - O cześć Diego!
- Cześć Vilu! Wszystkiego najlepszego! - odparłem wciąż wpatrując się w tą (nie)znajomą dziewczynę.
- Dziękuję! Diego poznaj Francesce. Francesca to Diego. - i w ten oto sposób dziewczyna zyskała imię.
- Cześć, miło mi cię poznać. - jej głos był jak najpiękniejsza melodia.
- Ciebie również.
- Dobra, słuchajcie my idziemy, jak coś to nas nie szukajcie - powiedziała rozchichotana jubilatka.
- Diego, opiekuj się Fran.- dodał Leon. I po chwili już ich nie było. Czułem się dziwnie skrępowany, nie wiedziałem co powiedzieć, ona najwyraźniej też. Wpatrywaliśmy się w siebie bez słów. W końcu Fran się odezwała:
- Wiesz mam takie dziwne wrażenie, że skądś cię znam.
- Nie wierzę! Mam tak samo! Gdy cię zobaczyłem siedzącą na ławce, poczułem jakby to już się kiedyś wydarzyło... Takie deja vu. Nie wiem, nie umiem tego wyjaśnić. - i znów zapanowała cisza. Żadne z nas nic nie mówiło przez dłuższy czas. W końcu daliśmy się porwać zabawie. Zatańczyliśmy nawet razem. To była naprawdę impreza mojego życia. Było cudownie. Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek ją spotkam, ale mam nadzieję, że to stanie się niebawem. Nie znam jej nazwiska, nie wiem gdzie mieszka, ale zrobię wszystko by ją odnaleźć. Muszę się dowiedzieć o niej czegoś więcej! Muszę! To nie może być przypadek, że czuję że to już się zdarzyło to, to musi być przeznaczenie...
___________________________________________________________________________________
Tak oto prezentuje się 2 rozdział naszej radosnej twórczości. Mam nadzieje, że się spodoba ;) Zachęcamy do komentowania i serdecznie pozdrawiamy ~Malinka Vilu